Księgarnia internetowa Tolle.pl

22 sie 2010

O prawie do krytyki


Sprawa wydaje się mało warta uwagi - każdy z nas ma własne, niezaprzeczalne, niezbywalne, prawo do krytyki. Krytyki czegokolwiek lub kogokolwiek - i z prawa owego nader chętnie korzystamy (sam również to czynię). Aleksandr Makiedonskij gieroj, no zaczem że stulja łomat'?
Pojechałem Gogolem, ale ciśnie się na usta bardziej ludowe przysłowie: "przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli". Zdarzają się, rzecz jasna, przypadki niekompetencji na danym stanowisku, niemniej przyznam, że ciśnienie mi się podnosi, gdy słyszę, jak ktoś wytyka drugiemu np. niedostateczne zaangażowanie w sprawę czy przedsięwzięcie, w sytuacji gdy sam wobec siebie nie stawiałby aż takich wymagań. Muszę tu przyznać, iż odchodzę w tym miejscu od metodologii naukowej, gdyż nie sposób tego zweryfikować bez przeprowadzenia eksperymentu, a opieram się jedynie na obserwacji życia codziennego. Żeby jednak nie być gołosłownym, podeprę się choćby przykładem tak powszechnego zjawiska, jak (zdefiniowany przecież) błąd działającego-obserwatora (actor-observer bias): swoje działania łatwo nam tłumaczyć czynnikami sytuacyjnymi, czyjeś natomiast - np. jego wadami. Kojarzy mi się też wątek poboczny słynnego eksperymentu Milgrama. Przypomnę: zadanie polegało na rażeniu coraz silniejszym prądem "ucznia" w przypadku popełnienia przezeń błędu, by sprawdzić (rzekomo) jak kara wpływa na proces uczenia się. Oczywiście żadnego prądu nie było, za to "uczeń" był podstawiony, niemniej wyglądało to bardzo realistycznie. Okazało się, że pod naciskiem autorytetu uczestnicy eksperymentu byli skłonni używać prądu nawet wtedy, gdy dochodził do zdecydowanie niebezpiecznego zakresu. Ale nie w tym rzecz w owym momencie. Gdy przy innych okazjach poruszano kwestię owego eksperymentu, mało kto był skłonny stwierdzić, że posunąłby się tak daleko. Prawdopodobnie nie tylko stwierdzić, ale i uwierzyć, że to możliwe w jego przypadku. A przecież grupa badanych nie była ekipą psychopatów! Niczym nie różnili się od pytanych.
Po cóż o tym opowiadam? Na co dzień stawiamy bardzo wysokie wymagania otaczającym nas ludziom. Oczekujemy, że jako przedstawiciele danej firmy, instytucji czy choćby idei – będą zachowywać się tak, jakby realizacja jej celów była najważniejszym zadaniem w ich życiu. No, trochę przesadziłem – chodzi po prostu o maksymalnie „wysoki standard”. Niewątpliwie tak być powinno, w dużej mierze mamy prawo na to liczyć, tego się spodziewać. Warto by jednak rozważyć, czy aby NA PEWNO będąc w ich sytuacji zachowywalibyśmy się tak, czy inaczej. I tak oto zdarza się, że przed telewizorem obijający się pracownik krytykuje obijających się piłkarzy, naprawiający „po łebkach” mechanik narzeka na innego rodzaju serwisanta, a w barze żul psioczy na rząd.

P.S. Dla nieznających języka rosyjskiego tłumaczę cytat z "Rewizora" (choć ten akurat wydaje mi się być dość znanym): Aleksander Macedoński jest bohaterem, ale na co [z owego powodu] łamać krzesła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz