Księgarnia internetowa Tolle.pl

8 cze 2010

Pop-psychologia

W trakcie prowadzonych swego czasu zajęć z podstaw psychologii i socjologii odniosłem się krytycznie do "lekkiej" literatury pseudopsychologicznej w opozycji do literatury fachowej (trudno powiedzieć na ile spotkałem się wówczas ze zrozumieniem słuchaczy). Przyznam, że zabrakło mi wówczas dobrego określenia dla owych - przystępnych dla zainteresowanego tematem czytelnika - książek. Tymczasem pasujące mi słowo znalazłem, dość dla mnie nieoczekiwanie, w recenzji Mariusza Cieślika ("Rzeczpospolita", 8-9.05.2010): "poppsychologia" - analogicznie do popkultury. Co ciekawe, pojęcie owo - w tym sensie - nie jest właściwie nowością.
Pewnym problemem jest fakt, iż we "właściwej" psychologii termin ten jest już zarezerwowany.. ale o tym kiedy indziej.
Trzeba stwierdzić, że istnieje spora liczba pozycji określanych mianem „psychologicznych”, z których pewna część tylko predystynuje do tego miana, a inna ledwie ociera się w swej treści o rzetelną psychologię. To, że coś leżało obok konserwy, nie znaczy, iż nadaje się do spożycia ;)
Dlaczego mi to przeszkadza, skoro (o ile) działa? Cóż, jestem zadętym akademickim bufonem ;).
Wyobraźmy sobie, że jestem wziętym lekarzem. Mam jednak problem z pacjentem, którego nie mogę wyleczyć. Tenże udaje się do znachora i.. zdrowieje! Nie mam nic przeciwko, choć nie jestem pewien jakim kosztem (nie mam na myli finansów, heh) go uleczono - np. zdrowsza wątroba kosztem serca. Niemniej szacunek dla obu panów, dopóki znachor nie powiesi sobie etykietki dr. med. c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz