Księgarnia internetowa Tolle.pl

5 wrz 2010

O kruchości życia


Temat niby oklepany - "spieszmy się kochać..", "życie, choć piękne, tak kruche jest", itd.
Ostatnio sypnęło u nas wypadkami młodych ludzi, wśród których znalazł się także Dominik M., mój młodszy kolega z dawnych lat. Jechał z kolegami, w charakterze pasażera; uderzyli w drzewo, zginął tylko on. Wziąłem "wolne" na jego pogrzeb, a tymczasem sam znalazłem się w szpitalu - w nocy poprzedzającej owo "ostatnie pożegnanie" zdrowo oberwałem prądem, z miejsca, w którym na 100% nie powinno go być (i do tej pory nie było). Ale czasem tak bywa.
Cały sęk w tym, że człowiek wsiadając do auta, nie myśli raczej o ewentualności wypadku; kładąc się do łóżka, nie zakłada, że rano może się nie obudzić. Bezsensem byłoby oczywiście katowanie się takimi rozważaniami. Niemniej warto od czasu do czasu zrobić sobie rozrachunek: gdybym wiedział, że jutro umrę, jakiego rodzaju problemów postarałbym się oszczędzić bliskim czy współpracownikom. Niejeden powie: co mnie to będzie obchodzić, ale to raczej tylko taka poza. Człowiek wierzący poszedłby np. do spowiedzi, człowiek niewierzący nie, ale obaj - o ile są ludźmi rzetelnymi - zostawiliby porządek w dokumentach, itp.
Zapewne też bylibyśmy milsi dla bliskich, jak i innych ludzi; pewne słowa nie zostałyby wypowiedziane - któż nie chciałby, by dobrze go zapamiętano?
A gdyby zrobić takie małe doświadczenie: przyjmijmy sobie założenie śmierci za 2 dni i przećwiczmy te najważniejsze sprawy (nie mam na myśli, rzecz jasna, żegnania się z rodziną). Ze swej strony zapewniam, że warto, ale o efektach niech każdy przekona się sam ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz