Księgarnia internetowa Tolle.pl

30 sie 2010

Nasze nowe (?) obyczaje


Ostatnie tygodnie, czy raczej miesiące, to czas, w którym coraz bardziej dostrzegam niepokojącą "nową jakość" w życiu codziennym. Niewykluczone, że to wrodzone pozytywne podejście do świata nie pozwalało mi zauważać tego w sposób tak wyraźny już wcześniej.

Scenka sprzed kilku lat. Wchodzę do sklepu komputerowego; jestem tu raczej pierwszy raz, chcę porozmawiać o laptopie, albo drukarce - nie pamiętam. W trakcie rozmowy w zachowaniu sprzedawcy dostrzegam symptomy wskazujące na wysoki poziom stresu. Nie ma problemu z wiedzą, a jednak się denerwuje. Dopiero, gdy poszedłem tam drugi raz, nabrałem pewności co do przyczyn tego stanu rzeczy. Byłem ubrany w garnitur, sprawiałem wrażenie "lepszego" klienta, a tacy niejednokrotnie mają wysokie oczekiwania - i mogą „zaszkodzić”.

Od tego czasu obserwować można nie tylko coraz wyższy poziom agresji w życiu codziennym, ale przy tym również roszczeniowe nastawienie do innych. Niektórym sprawia przyjemność, gdy na kimś (w ten czy inny sposób słabszym) pokażą swą siłę, ale często jest to założoną z góry formą obrony samego siebie: jeśli na kogoś na początku nie "naskoczę", to może on uznać mnie za słabego (i tym samym mało wartego, by poświęcić mi więcej energii), a może też łatwego do oszukania. Czy w tym kierunku zmierzamy?

28 sie 2010

Tolle.pl

Kilka dni temu zamieściłem na blogu banner księgarni, której dawniejsza nazwa brzmi "Tolle et lege". Jest to reklama ;) O ile bannery "Pajacyka" i "Polskiego serca" są typowo charytatywne, o tyle w tym przypadku chodzi o udział w programie partnerskim (czyli mogę na nim coś zarobić; jeśli ktoś ma ochotę, może też się przyłączyć). Niemniej sam kilkakrotnie korzystałem z usług owej księgarni i - jako zadowolony klient - mogę śmiało ją polecać. Pewną dodatkową rekomendację stanowi osoba jej założyciela - Pawła Królaka, będącego (nie wiem czy nadal nim jest, przypuszczam jednak, że tak) konsultantem ds. grup psychomanipulacyjnych i koordynatorem lubelskiego Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji. Sekty za nim nie przepadają, nie żartuję.
Banner może będzie zmieniał miejsce pobytu, może formę, generalnie jednak ma pozostać. Przy okazji warto zauważyć istotną zaletę platformy blogger-a - nikt mi tu niepożądanych reklam sam nie wstawia :)

27 sie 2010

Walki z dopalaczami c.d.


Jak informowała ostatnio prasa (nie samym wszak internetem żyje człowiek.. no tak, w sieci też przecież o tym można było przeczytać, heh), w Jarocinie miała miejsce akcja przeciwko dopalaczom. Nie tylko tam zresztą władze miasta próbują coś zrobić z tym fantem, aczkolwiek przypuszczać należy, iż ze skutkiem przeciętnym (to nie zarzut, raczej stwierdzenie). Wprawdzie 25.08. weszła w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ale powiększenie listy zakazanych substancji jest rozwiązaniem częściowym - cała zabawa z dopalaczami polega m.in. na tym, że z ich składnikami można (nie)zdrowo kombinować, tworząc stosunkowo szybko inne ich warianty.

Hic haeret aqua, jak powiedzieliby Rzymianie. W tym cały, podwójny problem z tymi specyfikami, bo o ile w przypadku marihuany, czy innych narkotyków, wiadomo czego można się spodziewać, o tyle tak do końca nie wiadomo, co jest w kolejnym dopalaczu i jak może on poskutkować. Kiedyś były to stosunkowo niegroźne środki (prawie Pluszszsz Magnez, heh); obecnie...

Jarocin jest miejscem znamiennym, ze względu na słynny (zwłaszcza przed laty) festiwal rockowy, który ma prawo kojarzyć się z zadymami, narkotykami, itd.
Sklepiki z "artykułami kolekcjonerskimi" pojawiają się jednak jak grzyby po deszczu (radioaktywnym?), w coraz większej ilości coraz mniejszych miasteczek. Wynajmującym lokale zła fama raczej nie przeszkadza.

Teoretycznie można powiedzieć, że każdy biorący ryzykuje na własną rękę i nikogo innego nie powinno to obchodzić. Nie zgadzam się. Mniejsza z tym, że obchodzi to bliskich tych, którzy sobie zaszkodzili lub szkodzą. Rzecz w tym, że na usuwanie negatywnych skutków
wszelkich uzależnień - czy to będzie alkohol czy narkotyki - przeznaczane są NASZE pieniądze, nie tylko poszkodowanych (a może zwłaszcza nie ich pieniądze). Jeśli do nich wyjedzie karetka, może jej zabraknąć gdzie indziej.

22 sie 2010

O prawie do krytyki


Sprawa wydaje się mało warta uwagi - każdy z nas ma własne, niezaprzeczalne, niezbywalne, prawo do krytyki. Krytyki czegokolwiek lub kogokolwiek - i z prawa owego nader chętnie korzystamy (sam również to czynię). Aleksandr Makiedonskij gieroj, no zaczem że stulja łomat'?
Pojechałem Gogolem, ale ciśnie się na usta bardziej ludowe przysłowie: "przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli". Zdarzają się, rzecz jasna, przypadki niekompetencji na danym stanowisku, niemniej przyznam, że ciśnienie mi się podnosi, gdy słyszę, jak ktoś wytyka drugiemu np. niedostateczne zaangażowanie w sprawę czy przedsięwzięcie, w sytuacji gdy sam wobec siebie nie stawiałby aż takich wymagań. Muszę tu przyznać, iż odchodzę w tym miejscu od metodologii naukowej, gdyż nie sposób tego zweryfikować bez przeprowadzenia eksperymentu, a opieram się jedynie na obserwacji życia codziennego. Żeby jednak nie być gołosłownym, podeprę się choćby przykładem tak powszechnego zjawiska, jak (zdefiniowany przecież) błąd działającego-obserwatora (actor-observer bias): swoje działania łatwo nam tłumaczyć czynnikami sytuacyjnymi, czyjeś natomiast - np. jego wadami. Kojarzy mi się też wątek poboczny słynnego eksperymentu Milgrama. Przypomnę: zadanie polegało na rażeniu coraz silniejszym prądem "ucznia" w przypadku popełnienia przezeń błędu, by sprawdzić (rzekomo) jak kara wpływa na proces uczenia się. Oczywiście żadnego prądu nie było, za to "uczeń" był podstawiony, niemniej wyglądało to bardzo realistycznie. Okazało się, że pod naciskiem autorytetu uczestnicy eksperymentu byli skłonni używać prądu nawet wtedy, gdy dochodził do zdecydowanie niebezpiecznego zakresu. Ale nie w tym rzecz w owym momencie. Gdy przy innych okazjach poruszano kwestię owego eksperymentu, mało kto był skłonny stwierdzić, że posunąłby się tak daleko. Prawdopodobnie nie tylko stwierdzić, ale i uwierzyć, że to możliwe w jego przypadku. A przecież grupa badanych nie była ekipą psychopatów! Niczym nie różnili się od pytanych.
Po cóż o tym opowiadam? Na co dzień stawiamy bardzo wysokie wymagania otaczającym nas ludziom. Oczekujemy, że jako przedstawiciele danej firmy, instytucji czy choćby idei – będą zachowywać się tak, jakby realizacja jej celów była najważniejszym zadaniem w ich życiu. No, trochę przesadziłem – chodzi po prostu o maksymalnie „wysoki standard”. Niewątpliwie tak być powinno, w dużej mierze mamy prawo na to liczyć, tego się spodziewać. Warto by jednak rozważyć, czy aby NA PEWNO będąc w ich sytuacji zachowywalibyśmy się tak, czy inaczej. I tak oto zdarza się, że przed telewizorem obijający się pracownik krytykuje obijających się piłkarzy, naprawiający „po łebkach” mechanik narzeka na innego rodzaju serwisanta, a w barze żul psioczy na rząd.

P.S. Dla nieznających języka rosyjskiego tłumaczę cytat z "Rewizora" (choć ten akurat wydaje mi się być dość znanym): Aleksander Macedoński jest bohaterem, ale na co [z owego powodu] łamać krzesła?

16 sie 2010

Znowu te pomniki


Kolejna sytuacja z pomnikiem w roli głównej, przy czym tym razem sytuacja jest dość dziwna, gdyż chodzi o poległych żołnierzy Armii Czerwonej. Rzecz dzieje się we wsi Ossów; jedni twierdzą, że to pomnik najeźdźcy, drudzy – mogiła poległych.

Kolega mój parę dni temu – nie pierwszy raz zresztą – stwierdził: „na pomniki pieniądze zawsze się znajdą”. Już wtedy miałem ochotę na zacytowanie tych słów, ale zbrakło czasu – teraz są „jak znalazł”.
Jestem zwolennikiem kultywowania pamięci narodowej i pewnie sam poparłbym postawienie jakiegoś pomnika. Ale czy w tym wypadku faktycznie było to tak istotne? Czy nie ma poważniejszych celów wydatkowania pieniędzy?
Zaznaczam, że jestem raczej pozytywnie nastawiony do naszych wschodnich sąsiadów. W Polsce znajdują się cmentarze wojsk stron przeciwnych i miejscom tym należy się szacunek. Moda na niszczenie niepopularnych pomników chyba przeminęła, bo te najbardziej niepopularne w większości zostały już usunięte. Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dr Andrzej K. Kunert – człek skądinąd godny szacunku – mówi, iż „porządek prawny Polski zakłada opiekę nad grobami wojennymi”. Niewątpliwie, ale również ochronę życia i zdrowia, rozwój oświaty, itd. Tymczasem wiele placówek wypełniających owe zadania, boryka się problemami finansowymi. Kto (pomijając bezpośrednio zainteresowanych) zastanawia się nad sytuacją słynnego niegdyś Szpitala-pomnika Centrum Zdrowia Matki Polki? Tymczasem takich pomników potrzebujemy najbardziej, podobnie jak żywych pomników w postaci wykształconych Polaków, przynoszących chlubę i pożytek swojej Ojczyźnie. Wiem, niektórym zapachniało socjalistyczną retoryką - nic na to nie poradzę.
Wracając do meritum, nie mam nic przeciwko istniejącym pomnikom i zapewne jest jeszcze parę istotnych do postawienia. Tylko trzeba się chyba uważniej przyjrzeć kryteriom.

11 sie 2010

Czy popieram warcholstwo?


"Warchoł! - krzyczą. Nie zaprzeczam,
Tylko własnym prawom ufam.
Wolna wola jest człowiecza,
Pergaminów nie posłucha.
Boska ręka w tym, czy diabla,
Szpetnie to, czy właśnie pięknie -
Wola moja jest jak szabla:
Nagniesz ją za mocno - pęknie."

Jacek Kaczmarski, "Warchoł"

Na podstawie poprzedniej mojej, dość obszernej wypowiedzi, można byłoby wnioskować, iż jestem zwolennikiem anarchii, a przynajmniej warcholstwa.
Jest coś w tym, że wśród moich ulubionych „bohaterów dzieciństwa” znajdują się nie tylko praworządni: porucznik Borewicz, Sherlock Holmes & Dr Watson czy wreszcie Old Shatterhand, lecz również Arsène Lupin, Egon Olsen (Henryk Kwinto to osobna para kaloszy) czy Robin Hood i Janosik. Jak widać, lista spora. Generalnie jednak jestem uczciwym obywatelem (tylko któż by o sobie powiedział inaczej?), przestrzegającym prawa. I sprawiedliwości ;-)
Dlatego martwi mnie fakt, że doszło do owej sytuacji, która tak naprawdę niesie jeszcze większe podziały w społeczeństwie. Trudno dziwić się tym, którzy mówią o fanatyzmie, itp. "Boska ręka w tym, czy diabla.." - tekst Kaczmarskiego pasuje idealnie.
Tyle, że "obrońcy krzyża" (cudzysłów ten ma takie uzasadnienie, że nie o sam krzyż jako symbol wiary tak naprawdę tu chodzi) swymi działaniami nie popełniają żadnego przestępstwa, natomiast - jak już zasygnalizowałem poniekąd wcześniej – nigdy nie zaakceptowałem i nie zaakceptuję chamskiej, obelżywej napaści (tak werbalnej, jak i czynnej) na kogoś słabszego. Alergicznie nie znoszę też pogardy w ustach ludzi, mieniących się lepszymi od kogokolwiek.
Kościół w swych szeregach wymienia wielu świętych, którzy cechowali się posłuszeństwem wobec hierarchii. Tej cechy przypuszczalnie brakuje wielu „obrońcom krzyża”. Jednakże sposób, w jaki są traktowani, nie licuje z godnością „nowoczesnych Europejczyków”, za jakich uważają się ich adwersarze.

Swoją drogą, dla pozostałych chrześcijan jest tu też pewna nauka na przyszłość: warto się przypatrzeć, gdyż owa pogarda – bynajmniej nie przez ów incydent – będzie narastać i nadejdą faktyczne prześladowania. Ich przyczyny to temat do dłuższych rozważań. Ci, którzy nie mają silnej wiary w Boga, a do kościoła chodzą głównie z przywiązania do tradycji, mogą przerzucić się na wiarę w UFO. To jest „nowocześniejsze”, więc można będzie spać spokojnie.

9 sie 2010

Krzyż niezgody


Muszę przyznać, iż z mieszanymi uczuciami podchodziłem do sprawy tzw. „krzyża smoleńskiego”. Z jednej strony chrześcijanie mają prawo odczuwać zaniepokojenie czy wzburzenie spowodowane kolejnym przykładem usuwania symboli wiary z przestrzeni publicznej (choć generalnie nie o symbol wiary cały ten spór). Nie można zapominać, że te same prawa mają zarówno ateiści, jak i chrześcijanie, z których większość w Polsce stanowią katolicy. Istotny kontekst stanowi tu pamięć po ofiarach katastrofy - bo o to tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Ludzie, którzy przyszli na pogrzeb L.Kaczyńskiego, którzy składali kwiaty - robili to wówczas z własnej woli, za własne pieniądze. Mówimy tu o bardzo dużej liczbie "wyborców" i "podatników".
Z drugiej rodzą się istotne pytania. W tej sprawie doszło przecież do konkretnego porozumienia, które - jak uważam - powinno zadowolić obie strony. Nie zadowoliło pewnej części. Notabene: jakiego krzyża właściwie oni bronią? Drewniany krzyż postawiony przy Pałacu Prezydenckim to nie relikwia, a choćby nawet niewierzący publicznie go zniszczyli (to oczywiście absurd) – samemu Bogu niczego przez to nie są w stanie ująć (byłby to również absurd, nieco innej natury). Sprawa dotyczy uczczenia pamięci ofiar. Czy warto jednak robić tyle zamieszania? Cierpi na nim obraz katolików, po raz kolejny pokazanych w mediach jako oszołomów, ewentualnie obraz opozycji, którą można by posądzić o podburzanie. Mówiąc krótko: cała afera, niezależnie od jej finału, dla chrześcijan może oznaczać zdecydowanie więcej strat niż pożytku. Pamiętać tu trzeba, iż Kościół sceptycznie odniósł się do owej demonstracji wiary.

Jeszcze parę dni temu słowa te puściłbym z tytułem „szopka wokół krzyża”. Ale to było parę dni temu, zanim zobaczyłem tych ludzi oraz to, co się wokół nich dzieje.. Wstrząsnął mną widok chamskich zaczepek ze strony ich „światłych” przeciwników, a jeszcze bardziej fakt, iż nie są to pojedyncze przypadki (jak popchnięcie kobiety – raczej sprawa zwykłego pijaczka), lecz akcje zorganizowane. Mamy zatem z jednej strony ludzi protestujących, ale modlących się, nie zaczepiających nikogo, z drugiej zaś agresywnych, niejednokrotnie pod wpływem alkoholu.
Ktokolwiek doświadczył agresji ze strony drugiego człowieka, wie, że przemoc to nie tylko popchnięcie, uderzenie. Życie pod jednym dachem z alkoholikiem to nie tylko lęk przed użyciem siły: wielu sprawców przemocy nie uderzyło nigdy drugiej osoby, ale ich dzieci czy małżonkowie ze strachem lub choćby tylko niepokojem czekają na ich powrót – niszczyć drugiego człowieka można zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Cytat z miejsca wydarzeń: „Nie śmieję się z Boga, tylko z pani – i sprawia mi to przyjemność”. Te pogardliwe słowa z ust młodej dziewczyny (mam zgoła niechrześcijańską (?) nadzieję, że wspomni kiedyś swoje słowa) muszą boleć, choćby ich adresatka temu zaprzeczała. Jeśli ów krzyż jest tak mało istotny, a wiara zebranych pusta, to skąd tyle nienawiści? Można się z tymi ludźmi nie zgadzać, polemizować – są tam przecież przeciwnicy, którzy podejmują dyskusję na argumenty – taką, jaka przystoi normalnym ludziom, bez prób ośmieszania drugiej strony. Tymczasem jednak dla bardzo wielu to okazja do rozrywki czy dania upustu agresji, której źródeł nie da się zidentyfikować jednoznacznie.

To wszystko można było rozwiązać inaczej; nie mnie orzekać tu o winie, ale i "nieupoważnionym" orzekać o karze. Stało się jednak tak, jak czasem w rodzinie czy miejscu pracy, gdy ktoś powie o słowo za dużo – i nie da się tego cofnąć bez utraty twarzy. Problem w tym, że mamy już do czynienia ze stanem typowym dla rodziny patologicznej. Co znamienne – w sposób bardziej chorobliwy zachowują się jednak ci, którzy mienią się być „normalnymi”.

Boli mnie los owych ludzi, którzy pilnują krzyża, wierząc mocno w słuszność swej sprawy. Nie twierdzę, że trzeba się z nimi zgadzać. Niemniej gdyby byli grupą ludzi agresywnych, nikt nie odważyłby się ich zaatakować. Gdyby byli homoseksualistami (z całym szacunkiem) – również nikt by ich nie ruszył. A tak... kto wie, jak to się skończy.
Wielu z nas chętnie kibicuje tym, którzy są teoretycznie słabsi. Na moim starym klubowym szaliku widnieje tekst: „Wasza nienawiść umacnia naszą wiarę”. Coś w tym jest. Mówiąc na przekór wszystkim - mam nadzieję, że sił im nie zabraknie.

7 sie 2010

wyszukiwarka

Tymczasem póki co, dorzuciłem do bloga wyszukiwarkę Google ("Szukaj w tym blogu", pod Archiwum bloga). Sprawa fajna o tyle, że można nie tylko znaleźć coś na "Szkrabkos recenzuje", ale czasem i jakiś ciekawy link zewnętrzny (po kliknięciu "Wyszukaj", pojawia się m.in. zakładka "Link z tego miejsca").

6 sie 2010

Czytelnicy

Ostatnio dowiedziałem się, że parę osób czyta(ło) tego bloga, a ktoś zapowiedział regularną jego obserwację. Jak to szło.. "zdopinguje mnie to do dalszej, wytężonej pracy"? ;-)
Uczciwie mówiąc - czasu na takie fanaberie jak pisanie bloga, mam tradycyjnie niewiele, ale przynajmniej będę się starał, heh.

5 sie 2010

komentarz futbolowy


I stało się.. Pożegnaliśmy już (w porządku alfabetycznym) Jagiellonię, Ruch oraz Wisłę, a Lech wkrótce stanie przed ciężkim zadaniem w eliminacjach Ligi Europejskiej, po kolejnej nieudanej dla polskiego zespołu próbie awansu do Ligi Mistrzów. Porażki z mało znanymi przeciwnikami nie są już wypadkiem przy pracy - niespodziewanie stały się normą.
Nie o to jednak chodzi, by teraz pastwić się nad leżącym, bo sytuacja ta boli mnie, jak boleć powinna każdego polskiego kibica. Niezależnie od sympatii klubowych, „trzymam kciuki” za KAŻDY POLSKI KLUB grający w pucharach. I do tego właśnie zmierzam. Po ostatnich porażkach Lecha w internecie pełno było drwiących komentarzy (poniekąd w rewanżu za wcześniejsze kpiny drugiej strony), komentarzy niekiedy wręcz naładowanych złośliwą radością. Aż chciałoby się zawołać, z goryczą parafrazując: „Głupcy! Jeszcze tego wieczoru wasz klub odpadnie z pucharów”. Tyle tylko, że przyjemność z bon-motu (nie całkiem proroczego, bo spodziewać się takiego finału po pierwszych meczach można było) dość dyskusyjna.
Równie nieprzyjemna, jak owe klęski, jest dla mnie wzajemna zawiść, zjadliwość polskich kibiców. Bezsensowne jest tu roztrząsanie „kto zaczyna”, bo nie widać tu różnic. O wiele ważniejszy za to jest ten, który kończy.

Cytując Brzechwę:
"Po co wasze swary głupie
Wnet i tak zginiemy w..."
No właśnie.

4 sie 2010

Dopalacze jak wiatraki?


Ostatnio dużo pisze się o szkodliwości tzw. dopalaczy. Ok. m-ca temu bodajże Rada Miasta wystosowała (odczytany w kościołach) apel do posiadaczy lokali, by nie wynajmowali ich na tego rodzaju działalność „kolekcjonerską”. Wcześniej podjęta została uchwała o zakazie handlu tymi specyfikami – rzecz jasna, uchylona przez wojewodę, jako bezpodstawna. Przypuszczać można, iż owa decyzja wojewody nie była niespodzianką dla władz miasta – chodziło raczej o sygnał: „jesteśmy przeciw”. Złośliwi twierdzą, iż chodziło o alibi…
Dość jednak, że walka owa pod względem skuteczności jest nieco podobna do walki z wiatrakami. Wiadomo – pecunia non olet. Porównanie może nie do końca fortunne, bo jednak Don Kichot atakował coś nie tylko nieszkodliwego, ale wręcz pożytecznego. Tymczasem „dopalacze” to wbrew pozorom całkiem inna para kaloszy. Notabene, już sam fakt zawoalowania przedmiotów owego handlu pod nazwą „artykuły kolekcjonerskie” (choć i takowych oczywiście tam nie brakuje) budzić mógłby konsternację u kogoś nie zorientowanego w temacie – skoro nie ma w tym nic złego, dlaczego nie nazwiemy tego po imieniu? I w tym rzecz…