Księgarnia internetowa Tolle.pl

21 gru 2010

Kompetencje międzykulturowe


Bardzo przypadła mi do gustu wypowiedź posła PO, Johna Godsona, w jednym z ostatnich programów "Tomasz Lis na żywo". Notabene, swego czasu dyrektor programowy TVN - Edward Miszczak powiedział w wywiadzie przeprowadzonym przez Piotra Najsztuba dla "Przekroju", że "Tomasz Lis ma takie świetne efekty, bo przed nim jedzie czołg „M jak miłość”. Obraz kontrolny też by miał po tym czołgu oglądalność." Dobry tekst, aczkolwiek mam wątpliwości, czy tak jest naprawdę.
Z góry zaznaczam, iż nie jestem jakimś miłośnikiem PO (jak też jakiejkolwiek innej partii politycznej), a i do samego programu mam pewne zastrzeżenia, ale - jak często piszę - nie w tym rzecz..
Otóż Godson wypowiadając się na temat ewentualnego polskiego rasizmu stwierdził (nie cytuję dosłownie, ale to, co pamiętam), iż nie mówiłby tu o rasizmie, ale o niskich kompetencjach międzykulturowych. Z rasizmem mamy bowiem do czynienia, gdy człowiek poznał inną kulturę, ale jej nie akceptuje i dyskryminuje. Niskie kompetencje międzykulturowe to brak owej wiedzy i związane z nim obawy, skutkujące wiarą w stereotypy (częstokroć negatywne). Ano właśnie - brak wiedzy. Czasem wystarczy kogoś bliżej poznać, by nie tylko zaakceptować, ale i polubić, czy póxniej zaprzyjaźnić. Niby oczywiste, prawda?
Swoją drogą, wypowiedział też inną ciekawą rzecz. Zapytany czy przy ślubowaniu doda "owych kilka słów" (tu T.Lis miał na myśli "tak mi dopomóż Bóg") odparł, iż nie, ponieważ.. on wie, że Bóg mu dopomaga; codziennie przed Nim klęka i modli się do Niego - nie potrzebuje zatem tak demonstracyjnie tego wygłaszać. Mocne wyznanie wiary.

5 gru 2010

O wolnym czasie króciutko

No i doszło do tego, że napiszę to, co uważałem za jeden z większych blogowych bezsensów, czyli (kolejny - to ważne) tekst: "dawno mnie nie było, nie miałem kiedy pisać, a tematów tyle". O ludu! Brak czasu, ciągła gonitwa.. ileż ja narzekam!
Banałem będzie przypomnienie, że brak czasu to choroba naszych czasów (powtórzenie celowe - zaznaczam, bo kiedyś pewien dziennikarz nie załapał i zmienił mój tekst). Istnieje wprawdzie niedziela, ale ta zarezerwowana jest dla rodziny. Jak to wygląda, gdy mąż rano wychodzi z pracy, wraca wieczorem, a wolny czas zaczyna spędzać przed komputerem? Jeśli komuś się wydaje, że wystarczy zarabiać na utrzymanie rodziny, ewentualnie wypełniać "obowiązki domowe", by wszyscy byli zadowoleni, to jest w błędzie i lepiej by jak najszybciej ów "okres błędów i wypaczeń" zostawił za sobą, w takim przynajmniej stopniu, w jakim jest to dlań możliwe.

11 lis 2010

Na Dzień Niepodległości cytat literacki


„Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam zostać tyle w ręku, aby na płaszcz starczyło.”
H.Sienkiewicz, "Potop" (Książę Bogusław do Kmicica)

Niezmiennie coś takiego jest na rzeczy. O Ojczyźnie (w tym i o "małych Ojczyznach") dużo się mówi, zwłaszcza gdy zbliżają się wybory. Inna sprawa, iż łatwo zarzucić prywatę komuś, kto w rzeczywistości za nią nie goni, trudniej nieraz za to ją udowodnić temu, dla którego najważniejsza. Nie sztuką dużo gadać, trudniej dobrze działać. Mówi się, że wyborcy zweryfikują obietnice; nie jestem do tego tak do końca przekonany. Na pewno zrobi to opozycja, ale jej natura taka, że nawet decyzje pozytywne przedstawić potrafi w złym świetle. Dziś, w czasach, gdy właśnie owego czasu brakuje na cokolwiek, łatwo pewne rzeczy się „przełyka”, o pewnych zapomina. O wiele łatwiej posługujemy się też uproszczeniami, „skrótami” w naszym myśleniu, ale to już osobny temat..

8 lis 2010

O malkontenctwie i zawiści komentarz futbolowy


Wykorzystując chwilę czasu na relaks, zamiast zamknąć oczy kontemplując cokolwiek, pojawiam się ponownie - i znowu narzekam.
Wydawać by się mogło, że niedawna victoria Lecha Poznań nad Manchesterem City uraduje kibiców, spragnionych sukcesów i zwycięstw (to nie zawsze to samo - wspomnijmy słynne "zwycięskie remisy"). Tymczasem wystarczy przejrzeć fora internetowe, by złapać się za głowę - ileż znowu zjadliwych komentarzy, czy zwykłych utyskiwań. Pomijam już animozje międzyklubowe.. choć w sumie nie - nie pomijajmy tego; przecież punkty za zwycięstwo, podnoszące nasze kluby w rankingach, mogą przydać się w kolejnym sezonie innym klubom: Legii, Wiśle, czy jakiemukolwiek zespołowi, który awansuje do rozgrywek pucharowych! Nienawiść robi jednak swoje.

Możliwe, że to ona, czy zwykła tylko zawiść, wywołuje głosy malkontentów. A to przeciwnik osłabiony (kwestia bardzo dyskusyjna - czy ktoś z "rezerwowych" raczyłby zagrać w polskim klubie?), a to gol szczęśliwy, tudzież przypadkowy (to, że padły jeszcze dwie piękne bramki, to już "drobiazg").. Ten drugi wątek wymaga moim zdaniem osobnego potraktowania - walory wolicjonalne Arboledy to niewątpliwie jedna z przyczyn, dla których grę tego zawodnika obserwuje się z przyjemnością. Czy padłby ów szczęśliwy gol, gdyby Kolumbijczyk nie miał w zwyczaju przeć niczym czołg na bramkę przeciwnika, wręcz gryząc po kostkach? ;-)

Przyszła mi taka myśl: wyobraźmy sobie, czysto hipotetycznie, utopijnie, zwycięstwo polskiej (jakiejkolwiek) drużyny w finale.. Ligi Mistrzów. No dobrze, wiem że przesadziłem, bo nawet marzyć o tym nie wypada, ale co tam; żeby było absurdalniej dorzucę wynik - 3:0. Już widzę te komentarze: "Szczęśliwe, niezasłużone zwycięstwo - jedna bramka z półmetrowego spalonego, ostatnia po rykoszecie", "FC Barcelona bez Messiego i Valdeza to nie ta sama drużyna", itp. Po prostu wstyd, że wygraliśmy.

Podkreślam, bo może ktoś nie zrozumieć intencji: nie chodzi o owe wydumane zwycięstwo, ale o podejście do sprawy. Czy jakaś słaba drużyna po wyeliminowaniu polskiej (nazbierało się tego w ostatnich latach, niestety) martwiła się tym, iż nasi byli na początku sezonu, osłabieni czy że podeszli do meczu (tudzież rywali) lekceważąco?

22 paź 2010

"Ruskie 9 godzin"

Niestety, wytworzyła mi się dłuższa przerwa w blogowaniu i wszystko wskazuje na to, że ów stan potrwa.. Obecnie zaczynam pracę najczęściej ok. 9.00, a kończę nawet o 21.00. Czyli tzw. "ruskie" dziewięć godzin (od dziewiątej do dziewiątej). To są właśnie uroki pracy "na stanowisku kierowniczym" :-/

12 paź 2010

Pół roku od katastrofy


Po raz kolejny ze smutkiem spoglądam na sytuację, jaka wytworzyła się w Polsce od czasu katastrofy pod Smoleńskiem. Wzajemna niechęć i złość istniała już znacznie wcześniej, więc nie jest to sprawa nowa. Nie sposób jednak odczuwać żalu, obserwując atmosferę tamtych dni i porównując ją z zajadłością dni obecnych. Nie jest potrzebne gloryfikowanie ofiar; nie trzeba darzyć sympatią nieżyjącego prezydenta L.Kaczyńskiego. Kiedy mówi się, że Polska poniosła stratę, wystarczy przypomnieć chociażby tylko postacie generałów: Gągora (szef Sztabu Generalnego WP), Potasińskiego (d-ca Wojsk Specjalnych RP) oraz Kwiatkowskiego (Siły Operacyjne) jak zresztą i pozostałych przedstawicieli Sił Zbrojnych (ale ci trzej są mi najbardziej znani). Wprawdzie akurat armia jest przygotowana na takie sytuacje (abstrahuję od faktu, iż np. podczas wojny taki zespół nie wsiadłby do jednego samolotu), to jednak byli to ludzie znaczący dla Polski. Nie sposób porównywać – co się tu i ówdzie czyni – owego wydarzenia do innych katastrof. Wiem, co to ból po stracie bliskiej osoby, ale to nie jest kwestia bólu. Znamienne, że w Katyniu ponieśliśmy – na skalę znacznie większą – stratę o podobnym wymiarze.

Zjednoczenie w narodzie trwało krótko, szybko wróciła zajadłość, z większą nawet siłą. Co jeszcze dojdzie? Wypominanie rodzinom, że nie chodzą w worach żałobnych czy bojkot wyrobów firmy „Wawel”?

Mam nadzieję, że nikogo w tym momencie nie urażę ponad miarę, ale obrazy spod Pałacu Prezydenckiego (i nie tylko tamte) przypominają mi sytuację dziecka, które kurczowo trzyma rozdartego misia, podczas gdy drugie naśmiewa się - tak z niego, jak i z zabawki (bo dla niego ów miś był przecież stary i brzydki). Pierwsze nie pozwala go nikomu dotknąć, drugie drażni je złośliwie, licząc na to, że zrozpaczone zareaguje agresją - krzywdy wielkiej nie jest w stanie zrobić, a będzie można pobiec na skargę do rodziców lub nauczycieli (władze państwowe, media...), co dostarczy okazji do dodatkowego triumfu. Ci zaś nie bardzo wiedząc jak zareagować, reagują różnie, zależnie od tego, jaki mają ogląd sytuacji. Tylko dobry rodzic rozwiąże problem, nie krzywdząc nikogo. Czy naprawdę tak mało ich mamy?

10 paź 2010

"Google News" po lewej

Wstawiłem kolejny ciekawy (tudzież przydatny) bloggerowy gadżet: po lewej stronie dodałem wiadomości z Google News, z interesujących mnie dziedzin. Nie są to reklamy, ale - niestety - mogą się tam takowe trafić; nic na to nie poradzę. Zapewniam, że na tym akurat nie zarabiam ;-)
Zaraz nad owymi newsami umieszczone są tagi wybranych przeze mnie tematów - wystarczy kliknąć i pojawią się wiadomości z żądanej dziedziny. Zaznaczam, iż przedstawione w docelowych artykułach poglądy nie muszą bynajmniej pokrywać się z moimi; nie taki był mój cel.

8 paź 2010

Awanse


Kilkakrotnie w ostatnim czasie gratulowano mi awansu - ludzie życzliwi, choć nie będący w temacie. Nowa firma, stanowisko kierownicze, te sprawy.. Nie chcę tu wnikać w szczegóły, nie o to chodzi. Nawiązuję nieco do wcześniejszej swej wypowiedzi o karierze ("Krótko o debacie politycznej") - taka niby drobna wzmianka na ów temat, ale w moim przypadku, jak się okazuje, dość istotna: ja bowiem nigdzie się nie pchałem.
Wydawać by się mogło, że fajna sprawa - większe możliwości pracodawcy, wyższe zarobki, itd. Sęk w tym, że jednocześnie odeszła stara, dobra ekipa, nie widząc sensu na dalszą "walkę" w tej branży. Sam długo się wahałem, niemal do samego końca..
Pieniądze to nie wszystko, a stanowiska na tabliczce nagrobkowej nie chciałbym mieć wypisanego, heh. Nikt by oczywiście na tak bzdurny pomysł nie wpadł, nawet bez groźby straszenia po nocach przez moje skromne widmo wskutek ewidentnego faux pas - to tylko taka (jak mawiał pewien mój przyjaciel) "metafura".
Największy problem tkwi w czym innym jeszcze: nie da się być w kilku miejscach jednocześnie, doba ma tylko 24 godziny, a (jak napisał mi inny przyjaciel) człowiek nie jest robotem. Mówiąc krótko: muszę najprawdopodobniej zrezygnować z innego zajęcia - bardziej sensownego, bardziej mi bliskiego, ale też absorbującego, a nie będącego źródłem utrzymania. I tak to w życiu bywa...

3 paź 2010

"Nie damy tym ludziom oddechu"


"W walce z dopalaczami, jak będzie trzeba, będziemy działać na granicy prawa."
"Nie damy już więcej tym ludziom oddechu i osiągniemy sukces."
(Donald Tusk)

Dnia 02.10.10 rozpoczęła się zorganizowana akcja, w wyniku której inspektorzy stacji sanitarno-epidemiologicznych zamknęli około 900 punktów sprzedających tudzież produkujących tzw. dopalacze.
W towarzystwie funkcjonariuszy Policji odwiedzili oni ponad 1100 miejsc, w których owe środki sprzedawano lub produkowano. Cała akcja została przeprowadzona na polecenie minister zdrowia Ewy Kopacz; stosowną decyzję wydał Główny Inspektor Sanitarny. Po licznych przypadkach zatruć dopalaczami czas był najwyższy.

Przyznam, iż "zapunktował" u mnie nasz premier - jego słowa brzmią zdecydowanie, brzmią bojowo. Tak miały przecież brzmieć. Oby tylko na brzmieniu się nie skończyło. Troszkę się wprawdzie rozpędził mówiąc "sklepy z dopalaczami w Polsce zniknęły raz na zawsze", bo myślę, że tego problemu nie da się rozwiązać tak łatwo, niemniej warto tę walkę podjąć w sposób konkretny, a opozycja powinna w tym wypadku jasno wyrazić swoje poparcie - o ile, zaznaczam, faktycznie będzie to wyglądało jak należy. Na razie wygląda OK. Zobaczymy co dalej.

To, że w sześciu punktach sprzedaży dopalaczy znaleziono twarde narkotyki nie jest żadnym zaskoczeniem; wręcz dziwić może, iż tylko w tylu przypadkach. Powiedzmy sobie otwarcie: to nie są sklepiki prowadzone przez hobbystów, poczciwych sklepikarzy, czy kogoś w tym stylu.

Przy okazji: nie ma co robić hałasu, że w polskim Ciemnogrodzie broni się wolności; w Finlandii ostro biorą się za nikotynę. Nie wiem, czy nie skończy się tak, jak ze słynną prohibicją (alkoholową), ale to nieco inny temat.

Wracając do dopalaczy, nie przekona mnie argument, że jeśli ktoś chce się truć, to jego sprawa. Wysoce wątpliwe, by choć jedna z osób, którzy zmarły po ich zażyciu, zamierzała popełnić samobójstwo. Wódką też można zapić się na śmierć, ale mało kto jest do tego zdolny za jednym razem, bo wcześniej padnie (no, chyba że zamarznie na ulicy). Nikt nie będzie też wzywał do zakazu sprzedaży noży (bo można się pociąć). Zabawa w tego rodzaju logiczne gierki nie ma sensu w konfrontacji z czystym rozumem, a jeśli ktoś używa takich porównań, to mamy do czynienia z demagogią najgorszego rodzaju. Wspomniane ofiary nie przewidziały skutków, a tego typu nieodpowiedzialność czy (jak kto woli) głupota nie jest i nie może być karana śmiercią. Ludzie handlujący owymi specyfikami mają jednak świadomość potencjalnych skutków i powinni ponieść konsekwencje.

P.S. A że trochę to wszystko pod publikę, wobec zbliżających się wyborów? No cóż, jeśli nie wypali, będzie trudniej się tłumaczyć..

29 wrz 2010

Prawda obiektywna vs krytyka powszechna


Miałem dziś okazję wysłuchać składanki krytyki ze strony pewnej Pani - na temat polityków (niektórzy mają "nie po kolei", ale tylko ci z "niewłaściwej strony"), księży (wszyscy dbają tylko o bogatych), jak również wymiaru sprawiedliwości (biedny w sądzie nie ma szans) oraz bezsensu leczenia odwykowego (tym bardziej, że np. bogaci piją, ćpają - i nikt ich nie ruszy, a wielu z nich jeszcze jest ludźmi sławnymi). Dyskusja była dłuższa i w niejednej kwestii się zgadzaliśmy – tu przybliżyłem jej wycinek, dla zobrazowania pewnego zjawiska. Mojej rozmówczyni z różnych względów należny jest szacunek, stąd dalsza ma wypowiedź nie zmierza do krytyki jej osoby, a jedynie sposobu ujmowania pewnych spraw.

Co do polityków... "niewłaściwa strona" zależy od tzw. punktu siedzenia – i nie pierwszy raz dostrzegam, iż te same zachowania jednej strony budzą sprzeciw, a podobne u drugiej – akceptację („no, faktycznie może i... ale często rację ma”).
Księża to zawsze wdzięczny temat; tutaj pozwolę sobie go nie rozwijać, choć owa Pani raz stwierdziła, że biedni ich nie interesują, nieco później zaś przyznała, iż opiekują się chorymi na AIDS. Pewna niekonsekwencja, ale nie o to tu chodzi.
Bardziej interesuje mnie kwestia sądu i sprawiedliwości, jak również owego bezsensu leczenia, ale i ten temat odkładam - na później.

Skoro wszystko zbywam krótką wzmianką, to po cóż w ogóle coś piszę?
Otóż to, co skłoniło mnie wówczas do dyskusji (w której nie do końca reprezentowałem swoją własną opinię na dany temat), była skłonność do generalizowania. W tym przypadku upiekło się tylko politykom „właściwej strony” (celowo nie wspominam, która to strona, gdyż osoba o przeciwnych poglądach mogłaby wykazać podobne skłonności).

Osobiście uważam, że nie można mówić o sprzedajnych /obojętnych /niekompetentnych /pazernych (niepotrzebne skreślić?) …………………… (można dopisać): politykach /księżach /sędziach /policjantach /urzędnikach /lekarzach /…………………… (itd.) Są natomiast sprzedajni /obojętni /niekompetentni /pazerni (niepotrzebne skreślić?) …………………… (dopisać!): LUDZIE. Taka nasza natura; tylko czy WSZYSTKICH?

Rzecz w tym, że często chętnie krytykujemy środowiska, do których sami nie należymy (krytyka środowiska własnego to „osobna para kaloszy”, bo na ogół nie ganimy samego środowiska – co najwyżej zakład pracy – lecz poszczególnych jego członków). Każda wymieniona grupa ma oczywiście takich przedstawicieli, którym można (a pewnie i należy) wystawić negatywną ocenę; zbyt często jednak przekładamy ją na pozostałych i obrywa „całość za całokształt”.

26 wrz 2010

Jak to bywa z "prawdą obiektywną"


Sobotnie wieczorne porządki niejednokrotnie skłaniają mnie do refleksji - prozaiczne czynności, typu zamiatanie, odkurzanie, zmywanie, itp., pozwalają po prostu uwolnić myśli.
Rozmaite rozmowy z ostatnich dni przypomniały mi o przeprowadzonych niegdyś badaniach (L.Ross, D.Greene, P.House, wyniki opublikowane w 1977 r.), będących dla mnie źródłem koronnego przykładu na temat błędów w ocenie rzeczywistości.

Mam w tym przypadku na myśli efekt fałszywej jednomyślności (false consensus effect); mówiąc prostymi słowy chodzi o to, iż posiadając pewną opinię na temat danej sprawy, bardzo często uważamy, że inni podzielają nasze zdanie, przy czym ilość owych "innych" jest w naszym wyobrażeniu znacznie większa, niż ma to miejsce w rzeczywistości.
Sam eksperyment polegał na sondowaniu studentów odnośnie:
1) chęci noszenia na terenie uczelni pewnej plakietki
2) dokonania oceny, jak do sprawy podejdą inni studenci.

Jak można się spodziewać (takie "spodziewanie się" - czy aby na pewno? - to osobny temat, do którego wrócę przy innej okazji), ci którzy mieli na to ochotę, uważali, że ich koledzy również wyraziliby zgodę. I vice versa. Nietrudno sobie to wyobrazić, prawda?

Przykładów znaleźć można tu sporo.
Tradycyjna oferta biznesowa dowolnej sieci telekomunikacyjnej opiera się na telefonie z dostępem do poczty e-mail, szybkim internetem, itd. Niejednokrotnie mam okazję rozmawiać z przedstawicielami małych firm (a jak wiadomo sektor MSP, tj. małych i średnich przedsiębiorstw jest jednym z głównych filarów gospodarki) i bardzo często w ich opinii jednym najważniejszych wyznaczników jakości jest po prostu dobry akumulator, a cała reszta to gadżety (temat ten już kiedyś poruszałem - patrz "Telefon dla prezydenta"). Oczywiście, poważna firma raczej nigdy nie pozwoli sobie na to, by wprowadzić jakiś produkt bez przeprowadzenia badania rynku, bo ocena na podstawie tego co "komuś się wydaje" bywa zbyt kosztowna, stąd telefony o podanych przeze mnie parametrach jak najbardziej są dostępne; chodzi mi jedynie o ogólne postrzeganie sprawy.

Przede wszystkim jednak to w życiu prywatnym nie żałujemy sobie ;-)
"Świeży" przykład: czy firmy sprawdzają pracowników (obecnych lub potencjalnych) na Facebooku? Niewątpliwie, ale generalizowanie "każdy, wszyscy" - budzi mój zdecydowany sprzeciw. Spory udział mają tu zazwyczaj nasze własne doświadczenia. Jeżeli sami jesteśmy aktywnymi użytkownikami internetu, spodziewamy się, że i dla innych jest to chleb powszedni; jeśli dla nas kariera jest najważniejsza (nawiązuję do mojego tekstu "o debacie politycznej"), to jesteśmy przekonani o takimże pędzie innych. A z tym bywa różnie...

c.d.n

22 wrz 2010

Sporo tu linków w tekstach..

Mam na myśli linki "wewnątrztekstowe" bloga, przekierowujące przede wszystkim do Wikipedii. Zaczęło się dość niewinnie - chodziło np. o przybliżenie mniej znanej osoby, link do źródła, itp., jednak z czasem wstawiam ich coraz więcej; takie hobby - nie wiem czy z nim nie przesadzam, heh. Vide ostatni tekst: warto poczytać w Wikipedii choćby o Talleyrandzie, ważna postać, barwna, choć niekoniecznie wszystkim znana, ale któż nie słyszał o Bonaparte lub Poniatowskim? Z drugiej strony - pominąłem choćby Gogola, a Waldemara Łysiaka też można tam znaleźć, lecz linku nie wstawiłem...
Tak tylko sobie rozważam na marginesie.

15 wrz 2010

"Tradycyjne hobby Polaków"


Nawiązując do wcześniejszego tematu, polska kłótliwość dla historyków nie jest żadną nowością. Czytam obecnie frapującą książkę o Talleyrandzie, autorstwa W.Łysiaka, ze znamiennym podtytułem: "droga Mefistofelesa". Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, jeden z najbardziej znanych dyplomatów w historii, przez pewien czas bawił w Polsce, pełniąc funkcję namiestnika Bonapartego. Polacy bardzo liczyli wówczas na odzyskanie niepodległości, lecz przy tym - jak wiemy (a jeśli nie wiemy, to możemy się domyślać) - nie bardzo mogli dogadać się między sobą. Z jednej strony Hugo Kołłątaj oraz Ignacym Potocki, z drugiej książę Poniatowski... To skądinąd znamienici Polski obywatele; nie zachowywali się raczej jak niektórzy politycy obecnej doby, aczkolwiek istotne podziały niewątpliwie istniały. Pozostały liczne pisma z tego okresu; myślę, że warto w tym miejscu zacytować to i owo. Pisze np. Talleyrand (notabene niezły przecież gagatek) do Napoleona: "Jest się tutaj otoczonym ludźmi niespokojnymi; trzeba uważać, by przez owe swary samemu nie ulec nerwom.." czy też w innym liście: "u nich króluje duch partyjniactwa".
Przypominają się słowa wypowiedziane podobno przez Bismarcka: "Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą".

Skrupiło się to wszystko na nas (czyli Polakach) w trakcie kongresu wiedeńskiego, podczas którego Talleyrand stał się jednym z twórców "nowego ładu". Stwierdziwszy w instrukcjach dla delegacji francuskiej, że bez całkowitej niezależności, silnego ustroju i rezygnacji zaborców z terytoriów (co było rzecz jasna nie do spełnienia) nie można mówić o odbudowaniu Polski, ostrzega, iż stałaby się ona kotłem anarchii, gdyż anarchia jest tradycyjnym hobby Polaków. Dobre, prawda?

Żeby nieco dać odpór tym słowom (choć jest to przejaw tylko mojej złośliwości, a nie żaden kontrargument), zacytuję co napisał lord Castlereagh, o Talleyrandzie i ministrze Fouché (również u Łysiaka). Zaznaczam, iż nie jest to przejaw mojej frankofobii; cytat jest znamienny z punktu widzenia ówczesnej sytuacji: "(...) obaj są łotrami, a Francja jest spelunką złodziei (...). Ale właśnie dlatego rządzić nią mogą tylko przestępcy".

No cóż, nikt nie jest doskonały ;-)

Krótko o debacie politycznej


Wrażenia po ostatnim programie "Tomasz Lis na żywo" zostaną mi na dłużej. Dla kogoś z zewnątrz niesamowite, albo.. normalne? Kłótnie, przekrzykiwanie się w studiu, drobne (?) manipulacje. Żadna z frakcji nie powinna tu czuć się lepsza, aczkolwiek.. Filmik z walącym w barierki aktorem (nazwisko pomijam, nie pamiętam) jako przykład nienormalnego zachowania nie byłby aż taki "szokujący", gdyby na jego miejscu stał ktoś inny - konkretnie dość popularny m.in. dzięki kontrowersyjnym zachowaniom polityk, którego nazwisko dla zachowania równowagi pomijam, aczkolwiek można śmiało się przyczepić, że w tym momencie sam manipuluję (bo wiemy o jaką to barwną postać chodzi); trudno - jak wszyscy, to wszyscy. W studiu padły słowa o współczuciu dla aktora, który nie zrobił kariery, aczkolwiek twarz mówiącej jakoś współczucia nie wyrażała - i prawidłowo zresztą, że tego zabrakło, bo słowo "kariera" ma różne obrazy, ale i konotacje. Nie każdy marzy o karierze w stylu Wojewódzkiego.
Do licha! Padło w końcu nazwisko ;-) Oczywiście wymieniłem też Lisa, ale to w końcu jego program :-)

Jedna z ciekawszych kwestii, którą poruszono, to przypomnienie czasu po katastrofie smoleńskiej, kiedy to rozważano, jak zmieni się język debaty politycznej. Wyraźnie nie zmienił się, ale jeśli któraś z frakcji politycznych czuje się zwolniona z odpowiedzialności za to.. No cóż, jeśli nie tylko tak czuje, ale też uważa i głosi, to mija się z prawdą lub "niedowidzi".

Oczywiście, owa przypadłość (wbrew temu, co się u nas mówi) nie jest tylko polską cechą. Ale to już inna historia...

13 wrz 2010

Jak można zyskać na katastrofie


Mam na myśli katastrofę smoleńską. Oto bowiem do spółki wykazali się refleksem (czytaj: brakiem skrupułów i poczucia przyzwoitości) dwaj redaktorzy z Wirtualnej Polski: Michał Jankowski, Kamil Jakubczak, zamieszczając artykuł (09.09.10) o znamiennym tytule: "Jak Marta Kaczyńska powinna zainwestować 3 mln"?

Nie daję tu linka, z przyczyn oczywistych. Dwaj cwani panowie podpisali się pod serią wypowiedzi specjalistów od spraw finansowych, przepytanych na tytułową okoliczność. Mógłby to być oczywiście zwykły artykuł o tym, jak opłaca się obecnie lokować pieniądze, ale temat nie jest nowy, więc przewidywana poczytność byłaby na poziomie nieco tylko wyższym od przeciętnego. A tak - chwytny tytuł, celujący w emocje, przyciąga czytelników; nic to, że zdecydowanie przekroczono granice dobrego smaku.

Część postów pod artykułem miesza z błotem autorów, ale już wkrótce pojawiają się inne, nasycone niechęcią do adresatki i jej rodziny. Wypowiedzi stricte ekonomicznych (w końcu to dział "Finanse") jakoś nie dostrzegam. Czyżby ktoś tu zaczynał używać języka nienawiści? Znowu dzielimy Polaków...

Ale co tam, grunt to dobre statystyki artykułu.

11 wrz 2010

W sumie mało piszę..

Niedawno ktoś rzucił na pewnym forum, że bloga należy pisać codziennie. Biorąc pod uwagę ogólną ideę, to należy przyznać mu rację. Tylko, z drugiej strony, jeśli nie ma się czasu - w moim przypadku absorbująca praca za dnia, a w godzinach wieczorno-nocnych często również praca (papierkowa) - to lepiej nie pisać wcale? ;-)
Można wprawdzie tworzyć co do głowy przyjdzie, tylko akurat dla mnie to strata czasu. I bez tego zapewne ocieram się o grafomanię, heh.
Nie chodzi o to, że ten i ów wypisuje może bzdury, byle tylko coś na dany dzień było wpisane - to jego prywatna sprawa, ma prawo. Osobiście wolę jednak pisać coś w miarę konkretnego, choć co do sensowności owych zapisów zawsze można oczywiście polemizować ;-)

9 wrz 2010

Silny to nie ten, który wrzeszczy


Niedawno, na koniec sierpnia, pisałem o narastaniu w życiu codziennym agresji oraz wzajemnego roszczeniowego nastawienia... Dzisiaj w Newsweeku (a właściwie na www.newsweek.pl) przeczytałem ciekawy artykuł - "Klient nasz cham?". Opisuje rozmaite przypadki agresywnych zachowań klientów, pasażerów czy nawet pacjentów. Nazwanie kasjerki idiotką za to, że nie chciała (bo zapewne nie mogła) obniżyć ceny "niewystarczająco żółtych" cytryn, to jeden z przykładów. Zainteresowanych odsyłam do strony Newsweeka - naprawdę zachęcam - ze swej strony zwrócę tylko uwagę na konkluzje odnośnie przyczyn takiego stanu rzeczy.
Dr Teresa Sikora z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Śląskiego wskazuje na lęki i powszechny brak poczucia własnej wartości, jak również - cytuję - "lansowany przez kulturę masową i media indywidualizm oraz poczucie, że jesteśmy warci więcej niż inni". Nie da się ukryć, iż sprzedawca stoi na straconej pozycji - na arogancję klienta nie może (na ogół) odpowiedzieć tym samym.

Specyficzny podział ról przypomina mi słynny "eksperyment więzienny", przeprowadzony niegdyś przez P.Zimbardo na Uniwersytecie Stanforda. "Więzieniem" stały się odpowiednio dostosowane uniwersyteckie piwnice, a grupa "normalnych" ochotników została losowo podzielona na "więźniów" i "strażników"; ich zadaniem było wcielenie się w owe role. Eksperyment stosunkowo szybko przerwano, ze względu na pojawienie się zaskakująco brutalnych zachowań tych drugich - tak poskutkował, losowy przecież, podział na oprawców i ofiary.

Wracając do wspomnianych relacji, mamy tu także do czynienia z pewną formą odreagowania - znamienne jest bowiem to, iż najwięcej tego rodzaju problemów sprawiają ludzie, którzy również są źle traktowani lub mają niską samoocenę. Jako klienci dostają do ręki sporą władzę. Nawiasem mówiąc uważam, iż nie jest to bynajmniej dowodem, że agresywni są ci, którzy doświadczali agresji - bywa i tak, że gdy coś idzie "nie tak", pojawia się większy poziom empatii - ludzie mówią: "ze spokojem proszę, wiem jak to jest", itp.

Warto zauważyć inny wniosek: "silny" nie będzie raczej wykorzystywał swej przewagi. Przypomina mi się tekst z Kaczmarskiego: "wyrozumiałość to siły przywilej" (w utworze "Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa"). Ponownie zacytuję za Newsweekiem: "atak na kasjera czy stewardesę jest oznaką słabości, a nie siły" (T. Sikora).

6 wrz 2010

Etykiety vel Tagi

Dorzuciłem "gadżet" w postaci listy etykiet (tagów), ułatwiających wyszukiwanie artykułów wg (narzuconych przeze mnie odgórnie, heh) słów kluczowych. Przyznam, że raczej nie upierałbym się co do adekwatności owych wybranych odnośników.. Większy jednak problem miałem z formą: lista (których tu pełno) czy popularniejsza "chmura" (powiększone najczęściej używane tagi, ale wrażenie "bajzlu"). Wygrała chmura - nie jest aż tak chaotyczna ;-)
Ot, znalazłem sobie problem ;-)

5 wrz 2010

O kruchości życia


Temat niby oklepany - "spieszmy się kochać..", "życie, choć piękne, tak kruche jest", itd.
Ostatnio sypnęło u nas wypadkami młodych ludzi, wśród których znalazł się także Dominik M., mój młodszy kolega z dawnych lat. Jechał z kolegami, w charakterze pasażera; uderzyli w drzewo, zginął tylko on. Wziąłem "wolne" na jego pogrzeb, a tymczasem sam znalazłem się w szpitalu - w nocy poprzedzającej owo "ostatnie pożegnanie" zdrowo oberwałem prądem, z miejsca, w którym na 100% nie powinno go być (i do tej pory nie było). Ale czasem tak bywa.
Cały sęk w tym, że człowiek wsiadając do auta, nie myśli raczej o ewentualności wypadku; kładąc się do łóżka, nie zakłada, że rano może się nie obudzić. Bezsensem byłoby oczywiście katowanie się takimi rozważaniami. Niemniej warto od czasu do czasu zrobić sobie rozrachunek: gdybym wiedział, że jutro umrę, jakiego rodzaju problemów postarałbym się oszczędzić bliskim czy współpracownikom. Niejeden powie: co mnie to będzie obchodzić, ale to raczej tylko taka poza. Człowiek wierzący poszedłby np. do spowiedzi, człowiek niewierzący nie, ale obaj - o ile są ludźmi rzetelnymi - zostawiliby porządek w dokumentach, itp.
Zapewne też bylibyśmy milsi dla bliskich, jak i innych ludzi; pewne słowa nie zostałyby wypowiedziane - któż nie chciałby, by dobrze go zapamiętano?
A gdyby zrobić takie małe doświadczenie: przyjmijmy sobie założenie śmierci za 2 dni i przećwiczmy te najważniejsze sprawy (nie mam na myśli, rzecz jasna, żegnania się z rodziną). Ze swej strony zapewniam, że warto, ale o efektach niech każdy przekona się sam ;-)

30 sie 2010

Nasze nowe (?) obyczaje


Ostatnie tygodnie, czy raczej miesiące, to czas, w którym coraz bardziej dostrzegam niepokojącą "nową jakość" w życiu codziennym. Niewykluczone, że to wrodzone pozytywne podejście do świata nie pozwalało mi zauważać tego w sposób tak wyraźny już wcześniej.

Scenka sprzed kilku lat. Wchodzę do sklepu komputerowego; jestem tu raczej pierwszy raz, chcę porozmawiać o laptopie, albo drukarce - nie pamiętam. W trakcie rozmowy w zachowaniu sprzedawcy dostrzegam symptomy wskazujące na wysoki poziom stresu. Nie ma problemu z wiedzą, a jednak się denerwuje. Dopiero, gdy poszedłem tam drugi raz, nabrałem pewności co do przyczyn tego stanu rzeczy. Byłem ubrany w garnitur, sprawiałem wrażenie "lepszego" klienta, a tacy niejednokrotnie mają wysokie oczekiwania - i mogą „zaszkodzić”.

Od tego czasu obserwować można nie tylko coraz wyższy poziom agresji w życiu codziennym, ale przy tym również roszczeniowe nastawienie do innych. Niektórym sprawia przyjemność, gdy na kimś (w ten czy inny sposób słabszym) pokażą swą siłę, ale często jest to założoną z góry formą obrony samego siebie: jeśli na kogoś na początku nie "naskoczę", to może on uznać mnie za słabego (i tym samym mało wartego, by poświęcić mi więcej energii), a może też łatwego do oszukania. Czy w tym kierunku zmierzamy?

28 sie 2010

Tolle.pl

Kilka dni temu zamieściłem na blogu banner księgarni, której dawniejsza nazwa brzmi "Tolle et lege". Jest to reklama ;) O ile bannery "Pajacyka" i "Polskiego serca" są typowo charytatywne, o tyle w tym przypadku chodzi o udział w programie partnerskim (czyli mogę na nim coś zarobić; jeśli ktoś ma ochotę, może też się przyłączyć). Niemniej sam kilkakrotnie korzystałem z usług owej księgarni i - jako zadowolony klient - mogę śmiało ją polecać. Pewną dodatkową rekomendację stanowi osoba jej założyciela - Pawła Królaka, będącego (nie wiem czy nadal nim jest, przypuszczam jednak, że tak) konsultantem ds. grup psychomanipulacyjnych i koordynatorem lubelskiego Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji. Sekty za nim nie przepadają, nie żartuję.
Banner może będzie zmieniał miejsce pobytu, może formę, generalnie jednak ma pozostać. Przy okazji warto zauważyć istotną zaletę platformy blogger-a - nikt mi tu niepożądanych reklam sam nie wstawia :)

27 sie 2010

Walki z dopalaczami c.d.


Jak informowała ostatnio prasa (nie samym wszak internetem żyje człowiek.. no tak, w sieci też przecież o tym można było przeczytać, heh), w Jarocinie miała miejsce akcja przeciwko dopalaczom. Nie tylko tam zresztą władze miasta próbują coś zrobić z tym fantem, aczkolwiek przypuszczać należy, iż ze skutkiem przeciętnym (to nie zarzut, raczej stwierdzenie). Wprawdzie 25.08. weszła w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ale powiększenie listy zakazanych substancji jest rozwiązaniem częściowym - cała zabawa z dopalaczami polega m.in. na tym, że z ich składnikami można (nie)zdrowo kombinować, tworząc stosunkowo szybko inne ich warianty.

Hic haeret aqua, jak powiedzieliby Rzymianie. W tym cały, podwójny problem z tymi specyfikami, bo o ile w przypadku marihuany, czy innych narkotyków, wiadomo czego można się spodziewać, o tyle tak do końca nie wiadomo, co jest w kolejnym dopalaczu i jak może on poskutkować. Kiedyś były to stosunkowo niegroźne środki (prawie Pluszszsz Magnez, heh); obecnie...

Jarocin jest miejscem znamiennym, ze względu na słynny (zwłaszcza przed laty) festiwal rockowy, który ma prawo kojarzyć się z zadymami, narkotykami, itd.
Sklepiki z "artykułami kolekcjonerskimi" pojawiają się jednak jak grzyby po deszczu (radioaktywnym?), w coraz większej ilości coraz mniejszych miasteczek. Wynajmującym lokale zła fama raczej nie przeszkadza.

Teoretycznie można powiedzieć, że każdy biorący ryzykuje na własną rękę i nikogo innego nie powinno to obchodzić. Nie zgadzam się. Mniejsza z tym, że obchodzi to bliskich tych, którzy sobie zaszkodzili lub szkodzą. Rzecz w tym, że na usuwanie negatywnych skutków
wszelkich uzależnień - czy to będzie alkohol czy narkotyki - przeznaczane są NASZE pieniądze, nie tylko poszkodowanych (a może zwłaszcza nie ich pieniądze). Jeśli do nich wyjedzie karetka, może jej zabraknąć gdzie indziej.

22 sie 2010

O prawie do krytyki


Sprawa wydaje się mało warta uwagi - każdy z nas ma własne, niezaprzeczalne, niezbywalne, prawo do krytyki. Krytyki czegokolwiek lub kogokolwiek - i z prawa owego nader chętnie korzystamy (sam również to czynię). Aleksandr Makiedonskij gieroj, no zaczem że stulja łomat'?
Pojechałem Gogolem, ale ciśnie się na usta bardziej ludowe przysłowie: "przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli". Zdarzają się, rzecz jasna, przypadki niekompetencji na danym stanowisku, niemniej przyznam, że ciśnienie mi się podnosi, gdy słyszę, jak ktoś wytyka drugiemu np. niedostateczne zaangażowanie w sprawę czy przedsięwzięcie, w sytuacji gdy sam wobec siebie nie stawiałby aż takich wymagań. Muszę tu przyznać, iż odchodzę w tym miejscu od metodologii naukowej, gdyż nie sposób tego zweryfikować bez przeprowadzenia eksperymentu, a opieram się jedynie na obserwacji życia codziennego. Żeby jednak nie być gołosłownym, podeprę się choćby przykładem tak powszechnego zjawiska, jak (zdefiniowany przecież) błąd działającego-obserwatora (actor-observer bias): swoje działania łatwo nam tłumaczyć czynnikami sytuacyjnymi, czyjeś natomiast - np. jego wadami. Kojarzy mi się też wątek poboczny słynnego eksperymentu Milgrama. Przypomnę: zadanie polegało na rażeniu coraz silniejszym prądem "ucznia" w przypadku popełnienia przezeń błędu, by sprawdzić (rzekomo) jak kara wpływa na proces uczenia się. Oczywiście żadnego prądu nie było, za to "uczeń" był podstawiony, niemniej wyglądało to bardzo realistycznie. Okazało się, że pod naciskiem autorytetu uczestnicy eksperymentu byli skłonni używać prądu nawet wtedy, gdy dochodził do zdecydowanie niebezpiecznego zakresu. Ale nie w tym rzecz w owym momencie. Gdy przy innych okazjach poruszano kwestię owego eksperymentu, mało kto był skłonny stwierdzić, że posunąłby się tak daleko. Prawdopodobnie nie tylko stwierdzić, ale i uwierzyć, że to możliwe w jego przypadku. A przecież grupa badanych nie była ekipą psychopatów! Niczym nie różnili się od pytanych.
Po cóż o tym opowiadam? Na co dzień stawiamy bardzo wysokie wymagania otaczającym nas ludziom. Oczekujemy, że jako przedstawiciele danej firmy, instytucji czy choćby idei – będą zachowywać się tak, jakby realizacja jej celów była najważniejszym zadaniem w ich życiu. No, trochę przesadziłem – chodzi po prostu o maksymalnie „wysoki standard”. Niewątpliwie tak być powinno, w dużej mierze mamy prawo na to liczyć, tego się spodziewać. Warto by jednak rozważyć, czy aby NA PEWNO będąc w ich sytuacji zachowywalibyśmy się tak, czy inaczej. I tak oto zdarza się, że przed telewizorem obijający się pracownik krytykuje obijających się piłkarzy, naprawiający „po łebkach” mechanik narzeka na innego rodzaju serwisanta, a w barze żul psioczy na rząd.

P.S. Dla nieznających języka rosyjskiego tłumaczę cytat z "Rewizora" (choć ten akurat wydaje mi się być dość znanym): Aleksander Macedoński jest bohaterem, ale na co [z owego powodu] łamać krzesła?

16 sie 2010

Znowu te pomniki


Kolejna sytuacja z pomnikiem w roli głównej, przy czym tym razem sytuacja jest dość dziwna, gdyż chodzi o poległych żołnierzy Armii Czerwonej. Rzecz dzieje się we wsi Ossów; jedni twierdzą, że to pomnik najeźdźcy, drudzy – mogiła poległych.

Kolega mój parę dni temu – nie pierwszy raz zresztą – stwierdził: „na pomniki pieniądze zawsze się znajdą”. Już wtedy miałem ochotę na zacytowanie tych słów, ale zbrakło czasu – teraz są „jak znalazł”.
Jestem zwolennikiem kultywowania pamięci narodowej i pewnie sam poparłbym postawienie jakiegoś pomnika. Ale czy w tym wypadku faktycznie było to tak istotne? Czy nie ma poważniejszych celów wydatkowania pieniędzy?
Zaznaczam, że jestem raczej pozytywnie nastawiony do naszych wschodnich sąsiadów. W Polsce znajdują się cmentarze wojsk stron przeciwnych i miejscom tym należy się szacunek. Moda na niszczenie niepopularnych pomników chyba przeminęła, bo te najbardziej niepopularne w większości zostały już usunięte. Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dr Andrzej K. Kunert – człek skądinąd godny szacunku – mówi, iż „porządek prawny Polski zakłada opiekę nad grobami wojennymi”. Niewątpliwie, ale również ochronę życia i zdrowia, rozwój oświaty, itd. Tymczasem wiele placówek wypełniających owe zadania, boryka się problemami finansowymi. Kto (pomijając bezpośrednio zainteresowanych) zastanawia się nad sytuacją słynnego niegdyś Szpitala-pomnika Centrum Zdrowia Matki Polki? Tymczasem takich pomników potrzebujemy najbardziej, podobnie jak żywych pomników w postaci wykształconych Polaków, przynoszących chlubę i pożytek swojej Ojczyźnie. Wiem, niektórym zapachniało socjalistyczną retoryką - nic na to nie poradzę.
Wracając do meritum, nie mam nic przeciwko istniejącym pomnikom i zapewne jest jeszcze parę istotnych do postawienia. Tylko trzeba się chyba uważniej przyjrzeć kryteriom.

11 sie 2010

Czy popieram warcholstwo?


"Warchoł! - krzyczą. Nie zaprzeczam,
Tylko własnym prawom ufam.
Wolna wola jest człowiecza,
Pergaminów nie posłucha.
Boska ręka w tym, czy diabla,
Szpetnie to, czy właśnie pięknie -
Wola moja jest jak szabla:
Nagniesz ją za mocno - pęknie."

Jacek Kaczmarski, "Warchoł"

Na podstawie poprzedniej mojej, dość obszernej wypowiedzi, można byłoby wnioskować, iż jestem zwolennikiem anarchii, a przynajmniej warcholstwa.
Jest coś w tym, że wśród moich ulubionych „bohaterów dzieciństwa” znajdują się nie tylko praworządni: porucznik Borewicz, Sherlock Holmes & Dr Watson czy wreszcie Old Shatterhand, lecz również Arsène Lupin, Egon Olsen (Henryk Kwinto to osobna para kaloszy) czy Robin Hood i Janosik. Jak widać, lista spora. Generalnie jednak jestem uczciwym obywatelem (tylko któż by o sobie powiedział inaczej?), przestrzegającym prawa. I sprawiedliwości ;-)
Dlatego martwi mnie fakt, że doszło do owej sytuacji, która tak naprawdę niesie jeszcze większe podziały w społeczeństwie. Trudno dziwić się tym, którzy mówią o fanatyzmie, itp. "Boska ręka w tym, czy diabla.." - tekst Kaczmarskiego pasuje idealnie.
Tyle, że "obrońcy krzyża" (cudzysłów ten ma takie uzasadnienie, że nie o sam krzyż jako symbol wiary tak naprawdę tu chodzi) swymi działaniami nie popełniają żadnego przestępstwa, natomiast - jak już zasygnalizowałem poniekąd wcześniej – nigdy nie zaakceptowałem i nie zaakceptuję chamskiej, obelżywej napaści (tak werbalnej, jak i czynnej) na kogoś słabszego. Alergicznie nie znoszę też pogardy w ustach ludzi, mieniących się lepszymi od kogokolwiek.
Kościół w swych szeregach wymienia wielu świętych, którzy cechowali się posłuszeństwem wobec hierarchii. Tej cechy przypuszczalnie brakuje wielu „obrońcom krzyża”. Jednakże sposób, w jaki są traktowani, nie licuje z godnością „nowoczesnych Europejczyków”, za jakich uważają się ich adwersarze.

Swoją drogą, dla pozostałych chrześcijan jest tu też pewna nauka na przyszłość: warto się przypatrzeć, gdyż owa pogarda – bynajmniej nie przez ów incydent – będzie narastać i nadejdą faktyczne prześladowania. Ich przyczyny to temat do dłuższych rozważań. Ci, którzy nie mają silnej wiary w Boga, a do kościoła chodzą głównie z przywiązania do tradycji, mogą przerzucić się na wiarę w UFO. To jest „nowocześniejsze”, więc można będzie spać spokojnie.

9 sie 2010

Krzyż niezgody


Muszę przyznać, iż z mieszanymi uczuciami podchodziłem do sprawy tzw. „krzyża smoleńskiego”. Z jednej strony chrześcijanie mają prawo odczuwać zaniepokojenie czy wzburzenie spowodowane kolejnym przykładem usuwania symboli wiary z przestrzeni publicznej (choć generalnie nie o symbol wiary cały ten spór). Nie można zapominać, że te same prawa mają zarówno ateiści, jak i chrześcijanie, z których większość w Polsce stanowią katolicy. Istotny kontekst stanowi tu pamięć po ofiarach katastrofy - bo o to tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Ludzie, którzy przyszli na pogrzeb L.Kaczyńskiego, którzy składali kwiaty - robili to wówczas z własnej woli, za własne pieniądze. Mówimy tu o bardzo dużej liczbie "wyborców" i "podatników".
Z drugiej rodzą się istotne pytania. W tej sprawie doszło przecież do konkretnego porozumienia, które - jak uważam - powinno zadowolić obie strony. Nie zadowoliło pewnej części. Notabene: jakiego krzyża właściwie oni bronią? Drewniany krzyż postawiony przy Pałacu Prezydenckim to nie relikwia, a choćby nawet niewierzący publicznie go zniszczyli (to oczywiście absurd) – samemu Bogu niczego przez to nie są w stanie ująć (byłby to również absurd, nieco innej natury). Sprawa dotyczy uczczenia pamięci ofiar. Czy warto jednak robić tyle zamieszania? Cierpi na nim obraz katolików, po raz kolejny pokazanych w mediach jako oszołomów, ewentualnie obraz opozycji, którą można by posądzić o podburzanie. Mówiąc krótko: cała afera, niezależnie od jej finału, dla chrześcijan może oznaczać zdecydowanie więcej strat niż pożytku. Pamiętać tu trzeba, iż Kościół sceptycznie odniósł się do owej demonstracji wiary.

Jeszcze parę dni temu słowa te puściłbym z tytułem „szopka wokół krzyża”. Ale to było parę dni temu, zanim zobaczyłem tych ludzi oraz to, co się wokół nich dzieje.. Wstrząsnął mną widok chamskich zaczepek ze strony ich „światłych” przeciwników, a jeszcze bardziej fakt, iż nie są to pojedyncze przypadki (jak popchnięcie kobiety – raczej sprawa zwykłego pijaczka), lecz akcje zorganizowane. Mamy zatem z jednej strony ludzi protestujących, ale modlących się, nie zaczepiających nikogo, z drugiej zaś agresywnych, niejednokrotnie pod wpływem alkoholu.
Ktokolwiek doświadczył agresji ze strony drugiego człowieka, wie, że przemoc to nie tylko popchnięcie, uderzenie. Życie pod jednym dachem z alkoholikiem to nie tylko lęk przed użyciem siły: wielu sprawców przemocy nie uderzyło nigdy drugiej osoby, ale ich dzieci czy małżonkowie ze strachem lub choćby tylko niepokojem czekają na ich powrót – niszczyć drugiego człowieka można zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Cytat z miejsca wydarzeń: „Nie śmieję się z Boga, tylko z pani – i sprawia mi to przyjemność”. Te pogardliwe słowa z ust młodej dziewczyny (mam zgoła niechrześcijańską (?) nadzieję, że wspomni kiedyś swoje słowa) muszą boleć, choćby ich adresatka temu zaprzeczała. Jeśli ów krzyż jest tak mało istotny, a wiara zebranych pusta, to skąd tyle nienawiści? Można się z tymi ludźmi nie zgadzać, polemizować – są tam przecież przeciwnicy, którzy podejmują dyskusję na argumenty – taką, jaka przystoi normalnym ludziom, bez prób ośmieszania drugiej strony. Tymczasem jednak dla bardzo wielu to okazja do rozrywki czy dania upustu agresji, której źródeł nie da się zidentyfikować jednoznacznie.

To wszystko można było rozwiązać inaczej; nie mnie orzekać tu o winie, ale i "nieupoważnionym" orzekać o karze. Stało się jednak tak, jak czasem w rodzinie czy miejscu pracy, gdy ktoś powie o słowo za dużo – i nie da się tego cofnąć bez utraty twarzy. Problem w tym, że mamy już do czynienia ze stanem typowym dla rodziny patologicznej. Co znamienne – w sposób bardziej chorobliwy zachowują się jednak ci, którzy mienią się być „normalnymi”.

Boli mnie los owych ludzi, którzy pilnują krzyża, wierząc mocno w słuszność swej sprawy. Nie twierdzę, że trzeba się z nimi zgadzać. Niemniej gdyby byli grupą ludzi agresywnych, nikt nie odważyłby się ich zaatakować. Gdyby byli homoseksualistami (z całym szacunkiem) – również nikt by ich nie ruszył. A tak... kto wie, jak to się skończy.
Wielu z nas chętnie kibicuje tym, którzy są teoretycznie słabsi. Na moim starym klubowym szaliku widnieje tekst: „Wasza nienawiść umacnia naszą wiarę”. Coś w tym jest. Mówiąc na przekór wszystkim - mam nadzieję, że sił im nie zabraknie.

7 sie 2010

wyszukiwarka

Tymczasem póki co, dorzuciłem do bloga wyszukiwarkę Google ("Szukaj w tym blogu", pod Archiwum bloga). Sprawa fajna o tyle, że można nie tylko znaleźć coś na "Szkrabkos recenzuje", ale czasem i jakiś ciekawy link zewnętrzny (po kliknięciu "Wyszukaj", pojawia się m.in. zakładka "Link z tego miejsca").

6 sie 2010

Czytelnicy

Ostatnio dowiedziałem się, że parę osób czyta(ło) tego bloga, a ktoś zapowiedział regularną jego obserwację. Jak to szło.. "zdopinguje mnie to do dalszej, wytężonej pracy"? ;-)
Uczciwie mówiąc - czasu na takie fanaberie jak pisanie bloga, mam tradycyjnie niewiele, ale przynajmniej będę się starał, heh.

5 sie 2010

komentarz futbolowy


I stało się.. Pożegnaliśmy już (w porządku alfabetycznym) Jagiellonię, Ruch oraz Wisłę, a Lech wkrótce stanie przed ciężkim zadaniem w eliminacjach Ligi Europejskiej, po kolejnej nieudanej dla polskiego zespołu próbie awansu do Ligi Mistrzów. Porażki z mało znanymi przeciwnikami nie są już wypadkiem przy pracy - niespodziewanie stały się normą.
Nie o to jednak chodzi, by teraz pastwić się nad leżącym, bo sytuacja ta boli mnie, jak boleć powinna każdego polskiego kibica. Niezależnie od sympatii klubowych, „trzymam kciuki” za KAŻDY POLSKI KLUB grający w pucharach. I do tego właśnie zmierzam. Po ostatnich porażkach Lecha w internecie pełno było drwiących komentarzy (poniekąd w rewanżu za wcześniejsze kpiny drugiej strony), komentarzy niekiedy wręcz naładowanych złośliwą radością. Aż chciałoby się zawołać, z goryczą parafrazując: „Głupcy! Jeszcze tego wieczoru wasz klub odpadnie z pucharów”. Tyle tylko, że przyjemność z bon-motu (nie całkiem proroczego, bo spodziewać się takiego finału po pierwszych meczach można było) dość dyskusyjna.
Równie nieprzyjemna, jak owe klęski, jest dla mnie wzajemna zawiść, zjadliwość polskich kibiców. Bezsensowne jest tu roztrząsanie „kto zaczyna”, bo nie widać tu różnic. O wiele ważniejszy za to jest ten, który kończy.

Cytując Brzechwę:
"Po co wasze swary głupie
Wnet i tak zginiemy w..."
No właśnie.

4 sie 2010

Dopalacze jak wiatraki?


Ostatnio dużo pisze się o szkodliwości tzw. dopalaczy. Ok. m-ca temu bodajże Rada Miasta wystosowała (odczytany w kościołach) apel do posiadaczy lokali, by nie wynajmowali ich na tego rodzaju działalność „kolekcjonerską”. Wcześniej podjęta została uchwała o zakazie handlu tymi specyfikami – rzecz jasna, uchylona przez wojewodę, jako bezpodstawna. Przypuszczać można, iż owa decyzja wojewody nie była niespodzianką dla władz miasta – chodziło raczej o sygnał: „jesteśmy przeciw”. Złośliwi twierdzą, iż chodziło o alibi…
Dość jednak, że walka owa pod względem skuteczności jest nieco podobna do walki z wiatrakami. Wiadomo – pecunia non olet. Porównanie może nie do końca fortunne, bo jednak Don Kichot atakował coś nie tylko nieszkodliwego, ale wręcz pożytecznego. Tymczasem „dopalacze” to wbrew pozorom całkiem inna para kaloszy. Notabene, już sam fakt zawoalowania przedmiotów owego handlu pod nazwą „artykuły kolekcjonerskie” (choć i takowych oczywiście tam nie brakuje) budzić mógłby konsternację u kogoś nie zorientowanego w temacie – skoro nie ma w tym nic złego, dlaczego nie nazwiemy tego po imieniu? I w tym rzecz…

16 lip 2010

Pop-psychologia c.d.


Raz jeszcze powrócę do psychologii popularnej i związanych z nią trudności. Czemuż się jej tak czepiam.. Otóż niejednokrotnie napotkać w niej można bardzo proste rozwiązania stosunkowo skomplikowanych problemów. Żeby było śmieszniej, zdarza się, że to działa. Z większą nawet częstotliwością, z jaką sprawdzają się umieszczone w gazecie z programem TV horoskopy.
Czcigodny Czytający-te-słowa! Jeśli zaliczasz się do osób wierzących w owe horoskopy, to zapewne nie są Cię w stanie przekonać żadne racjonalne argumenty. Do sprawy horoskopów może kiedyś jeszcze powrócę - na razie skupiam się na temacie bieżącym.
Zarówno horoskopy, jak i owe rady, ze względu na specyficzną swą konstrukcję mają prawo się sprawdzać. Sęk w tym, że uproszczone podejście do tematu może łacno sprowadzić nas na manowce. c.d.n.

14 lip 2010

Telefon dla Kowalskiego


Kolega rzucił ciekawą uwagę: "dlaczego prezydent nie miałby mieć takiego samego telefonu jak każdy obywatel? To dopiero byłby przykład demokracji".
Z góry zaznaczam, iż autor przedstawionych wyżej słów nie tylko nie jest zwolennikiem PiS, a wręcz przeciwnie. Notabene, dziwnie się jakoś w Polsce ułożyło: w niemal każdym demokratycznym kraju można spokojnie krytykować rząd i nikogo to nie dziwi - u nas krytyk taki postrzegany jest jako zwolennik PiS, co dla wielu przy tym jednoznacznie symbolizuje Ciemnogród. To już nie można obiektywnie nie popierać działania władz?
Wróćmy jednak do nieszczęsnych telefonów. Postęp technologii, jak i szeroka dostępność informacji (skądinąd w sobie dobre) powodują, że mamy niekoniecznie uzasadnione aspiracje, m.in. w zakresie stanu posiadania. Jeżeli w internecie piszą, że dany telefon to przeciętna półka, to idzie później statystyczny Kowalski do swego operatora i wzburza się, że po tylu latach płacenia wysokich (np. 50 zł, hehe) rachunków nie może dostać "przeciętnego" telefonu za 1 zł, a nawet nie za 100 zł..
Podobny mechanizm obserwować można było gdy w TV pojawiły się - po latach izolacji - seriale przedstawiające życie "wyższych" sfer niegdyś "zgniłego" Zachodu, lub choćby na zachodnim poziomie..

13 lip 2010

Telefon dla Prezydenta


Kancelaria Prezydenta ogłosiła przetarg na 600 kart SIM (wraz z telefonami).
Cytuję za Wirtualną Polską: "Część ma być bardzo nowoczesnych, większość jednak to smartfony średniej klasy." I dalej: "(...) telefony nie będą jednak supernowoczesne. Większość - najprawdopodobniej dla urzędników niższego szczebla - ma być klasy Nokii E52 lub E66."
A zatem zaczyna się ciąg dalszy cyklu p.t. "Tanie Państwo", z którego wychodzi "Jaśnie Państwo". Co prawda - jak wskazuje przykład Parlamentu Europejskiego, który zamówił 736 iPadów (wspierając tym notabene gospodarkę nie europejską przecież, lecz USA) mogło być gorzej, ale czy o to chodzi?
Jasne, że nie wypada raczej, by prezydent jakiegokolwiek kraju posługiwał się np. dobrą skadinąd, ale prostą Nokią 2700 lub niekiedy zawodnym w naszym kraju (ze względu na występujące tu i ówdzie problemy z zasięgiem oraz związany z tym krótki czas pracy akumulatora) statystycznym Samsungiem - podobnie jak nie ma sensu, by jeździł po Polsce Polonezem. Jednak, czy faktycznie możliwości NAWET tych "średniej klasy telefonów" będą w pełni wykorzystywane? O "wyższych" modelach nawet nie wspominam. Do czego ma służyć ów telefon? W większości przypadków do połączeń głosowych, sms-ów, rzadziej poczty elektronicznej czy wideokonferencji (w co akurat wątpię). Zapewniam, iż można znaleźć solidne, dobrej klasy słuchawki, w pełni zaspokajające RZECZYWISTE, a nie wydumane potrzeby.
Czy tak wygląda cięcie niepotrzebnych kosztów?

11 lip 2010

"Wygrała demokracja" (cytat powyborczy)


No właśnie.. 04.07.2010: "Wygrała demokracja" - Bronisław M. Komorowski, prezydent elekt.
Zastanawiam się, czy gdyby wygrał Jarosław A. Kaczyński, to byłby to znak, iż demokracja przegrała? Demokracja to rządy ludu; lud wybrał prezydenta Komorowskiego, ale o mały włos nie wybrałby prezydenta Kaczyńskiego. Tenże również mógłby powiedzieć "demokracja wygrała", ale co na to jego przeciwnik, a tym bardziej jego zwolennicy? ;-)

27 cze 2010

Cytat nietypowy (mundialowy)

"Nigdy jeszcze tak niewielu pokazało tak mało, tak wielu".
Kogo dotyczy ta parafraza słów Churchilla? Piłkarzy angielskich, po meczu z Algierią, wobec ok. 64 tys. widzów na stadionie - telewidzów nie liczę :)
Tego sformułowania użył "The Sun", podaję za tygodnikiem "Piłka Nożna".

20 cze 2010

"W krysztale pomyje" (cytat polityczny)

"Dosyć sztywną mam szyję
I dlatego wciąż żyję
Że polityka dla mnie to
W krysztale pomyje".
Jacek Kaczmarski (1957-2004), "Autoportret Witkacego"

Pierwsza tura wyborów za nami. Nie wiem dlaczego (?), ale po obejrzeniu wieczornego studia wyborczego mam mieszane uczucia. Slogany po wszystkich politycznych stronach - takie mam wrażenie. No, zobaczymy..

12 cze 2010

POP psychologia

No i masz ci los. Process Oriented Psychology, czyli psychologia zorientowana na proces, praca z procesem. NLP. Tylko właśnie: tu również dyskutuje się, czy aby na pewno NLP jest tak odległe od poppsychologii w sensie podanym przeze mnie poprzednio? Teoretycznie nie powinienem się wypowiadać, bo moja wiedza na temat tej akurat "orientacji" nie jest nadmiernie rozległa, ale skoro tylu innych się mądruje.. ;-)
Niewątpliwie istnieje tu już "konkretna" metodologia; nie zmienia to faktu, iż NLP budzi pewne kontrowersje.
c.d.n.

8 cze 2010

Pop-psychologia

W trakcie prowadzonych swego czasu zajęć z podstaw psychologii i socjologii odniosłem się krytycznie do "lekkiej" literatury pseudopsychologicznej w opozycji do literatury fachowej (trudno powiedzieć na ile spotkałem się wówczas ze zrozumieniem słuchaczy). Przyznam, że zabrakło mi wówczas dobrego określenia dla owych - przystępnych dla zainteresowanego tematem czytelnika - książek. Tymczasem pasujące mi słowo znalazłem, dość dla mnie nieoczekiwanie, w recenzji Mariusza Cieślika ("Rzeczpospolita", 8-9.05.2010): "poppsychologia" - analogicznie do popkultury. Co ciekawe, pojęcie owo - w tym sensie - nie jest właściwie nowością.
Pewnym problemem jest fakt, iż we "właściwej" psychologii termin ten jest już zarezerwowany.. ale o tym kiedy indziej.
Trzeba stwierdzić, że istnieje spora liczba pozycji określanych mianem „psychologicznych”, z których pewna część tylko predystynuje do tego miana, a inna ledwie ociera się w swej treści o rzetelną psychologię. To, że coś leżało obok konserwy, nie znaczy, iż nadaje się do spożycia ;)
Dlaczego mi to przeszkadza, skoro (o ile) działa? Cóż, jestem zadętym akademickim bufonem ;).
Wyobraźmy sobie, że jestem wziętym lekarzem. Mam jednak problem z pacjentem, którego nie mogę wyleczyć. Tenże udaje się do znachora i.. zdrowieje! Nie mam nic przeciwko, choć nie jestem pewien jakim kosztem (nie mam na myli finansów, heh) go uleczono - np. zdrowsza wątroba kosztem serca. Niemniej szacunek dla obu panów, dopóki znachor nie powiesi sobie etykietki dr. med. c.d.n.

7 cze 2010

linki w postach

Stwierdziłem, że podlinkuję nieco niektóre swoje wcześniejsze artykuły - wcześniej wstawiłem linki (do Wikipedii) przy cytatach, gdyby ktoś chciał poczytać np. o Konarskim czy Kennedym - i spodobała mi się ta koncepcja.

6 cze 2010

O co chodziło Włochatemu

Nawiązuję do wcześniejszego komentarza, tylko nie piszę "o co chodziło z Włochatym", ale pytam - "o co jemu chodziło?". Punkowy zespół "Włochaty", w opozycji do słów Kennedy'ego - patrz post z 01-06-2010, 'klasyczny cytat historyczny 2' - śpiewa "zapytaj, co kraj zrobił dla ciebie". Słowa te kończą komplet większej ilości inwektyw wobec Polski; słowa niecenzuralne, itd. Te ostatnie pominę, za to może para innych cytatów: "Ja nie wybierałem tego kraju i nie chcę być jego niewolnikiem. (...) Ale naprawdę wszystko czego chcę to Anarchia i Pokój." Ciekawy idealizm.
Swego czasu ośmieszyli się ludzie krytykujący Kukiza za „Pieśń o Małyszu, czyli frustracje sprawozdawcy sportowego”, biorąc słowa „Małysz to zdrajca” za rzeczywiste odczucia Kukiza, który w rzeczywistości (ewidentnie) wyśmiewał tych, którzy oczekiwali ciągłych zwycięstw skoczka i czuli się zawiedzeni ich brakiem. Swoją drogą, to też ciekawy temat do analizy osobowościowej tychże frustratów. Wracając natomiast do Włochatego, jego przypadek jest jednak inny. Ostry atak na skorumpowane państwo wręcz naładowany jest pogardą. Autor słów zapomina, że taka jest i będzie Polska, jacy Polacy, do których on sam należy (choć - oczywiście - nie wybierał).
No cóż, teoretycznie sam fakt bycia zespołem anarchistycznym determinuje takie, a nie inne podejście do sprawy, ale bez przesady - punk to protest, kontestacja, ale można robić to konstruktywniej - vide KSU i wiele innych zespołów. Czasem należy ostro potępiać pewne zjawiska, ale czy trzeba "jechać równo z trawą"? Takie nastawienie zakłada, że wszyscy są "źli" - skorumpowani, itd. Czy nie jest to przypadkiem sądzenie według własnej miary? Niekoniecznie, ale na pewno jest to podejście zbyt tendencyjne.

4 cze 2010

Pajacyk (PAH)

Dodałem banner do strony prowadzonej przez Polską Akcję Humanitarną - z dość znaną akcją "Pajacyk". PAH, dzięki wizytom internautów na owej stronie (a precyzyjniej: dotacjom sponsorów, których reklamy tam widnieją) może przekazywać środki na dożywianie dzieci w szkołach. Zachęcam do odwiedzenia tej strony!

3 cze 2010

"Znikające" komentarze

Dziwnie się stało, bo po zmianie mojego bloggerowego adresu przepadły komentarze do wcześniejszych tekstów. Nie było ich wiele, ale zawsze ;-) Doczytałem już sobie, że to raczej normalne. Co ciekawe, gdybym chciał je przejrzeć, to w ustawieniach postów zostały...

2 cze 2010

"miękkie" i "twarde" narkotyki

Nie neguję faktu, iż stopień szkodliwości poszczególnych środków jest zróżnicowany. Problem w tym, iż ryzyko uzależnienia istnieje zawsze. Nieraz spotykam się z zarzutem, że ten i ów brał, bierze i nie ma problemu (przynajmniej w danym momencie). Użyję jednak bliskiemu mi porównania: czy wśród piłkarzy reprezentacji jest jeden zawodnik, który nie grał nigdy w ekstraklasie? Na ogół (poza utalentowanymi wyjątkami) nie ma takich. Podobnie niezwykle mało prawdopodobne jest, by wśród poważnie uzależnionych znalazł się ktoś, kto nie zaczynał od "niewinnego zioła". Nikt nie zaczyna brać zakładając, że zostanie uzależniony. Gdy już nim zostanie - jest zbyt późno na refleksję.

Mój stosunek do narkotyków

Mówi się, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować. Nie wiem skąd ta mądrosć ludowa, ale moim zdaniem, nie powinna ona dotyczyć narkotyków. Co to w ogóle w tym wypadku znaczy: "trzeba" lub choćby "należy"!? Przypomina mi to sytuację z pewną wydekoltowaną dziewczyną. Ktoś ze wspólnych dobrych znajomych rzucił do niej żartobliwy tekst na ów temat, na co z z uśmiechem odparła coś w stylu "kiedy mam pokazywać?" (na starość?). Moja przyszła żona (wtedy jeszcze tylko koleżanka) zauważyła wówczas: „a gdzie jest powiedziane, że trzeba?”.
Nie chodzi mi tu bynajmniej o moralną ocenę owej sytuacji, a o samo podejście do sprawy. Jeśli chcę, mogę sięgnąć po narkotyki, tylko czy muszę, bo inni to robią i mówią, że to jest OK? Nikomu nie mogę zabronić szkodzenia samemu sobie, ale w tej kwestii mam zdanie niepodważalne, co zamierzam uzasadnić dalej.

1 cze 2010

klasyczny cytat historyczny 2

"Nie pytaj, co kraj zrobił dla ciebie. Zapytaj, co ty zrobiłeś dla kraju". John F. Kennedy (1917-1963).
Dopowiedzenie do cytatu sprzed niespełna 2 dni. Włochaty śpiewa oczywiście inaczej, ale nie musze się z nim zgadzać, zwłaszcza, że anarchia nie jest rozwiązaniem przyszłościowym.

30 maj 2010

klasyczny cytat historyczny

"Nie masz zasług: te co my zowiemy zasługi, są tylko ku Ojczyźnie wypłacone długi." Stanisław Konarski (1700-1773).
Gdybyż większość z nas tak myślała.. Dokładnie: „nas”. Nie polityków, tylko „nas”. Sprzeciwiając się słowom Ludwika XIV powiem "państwo to my". Problem tkwi w tym, że politycy, na których narzekamy, z nas wyszli i mają NASZE cechy.

28 maj 2010

Konkurs „Policjant, który mi pomógł”

Kończy się III edycja ogólnopolskiego konkursu o tej nazwie, którego organizatorem jest Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. Jego celem jest wyróżnienie policjantów, którzy w szczególny sposób działają na rzecz ochrony ofiar przemocy domowej.
Czyżby to był mój konik: krytykowanie krytykujących? Piszę tak, bo opinie na temat Policji są różne, ale chwalenie jej należy do rzadkości. "Policja zawsze i wszędzie, tylko nie tam gdzie trzeba", itp. Ja powiem raczej: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Zazwyczaj widzimy to co zewnętrzne - przyjemne aspekty pracy, z którą sami nie mamy do czynienia - tu np. policjanta na "przejażdżce" radiowozem. Za to niemal każde nasze miejsce pracy, to istna udręka. Ale wystarczy je zmienić na inne.. by czasem zatęsknić.
Rzadko dostrzegamy dobrze wykonywaną pracę, za to każde niedociągnięcie często wydaje się nam czymś niedopuszczalnym. Prawdą jest, że nie należy tolerować brakoróbstwa, itp. Jednak z drugiej strony - czy zawsze prawidłowo diagnozujemy przyczynę tychże zjawisk?
W przypadku Policji sporo winy leży po stronie programów telewizyjnych typu "Detektywi", itp. Tam wszystko idzie błyskawicznie - takie są potrzeby serialu. Tymczasem w praktyce tak się nie da.
Kiedyś nawiedziłem dzielnicowego po urlopie. Pokazał mi biurko pełne papierów - "patrz pan, ile tego się nazbierało". Biurokracja - nic nowego. Tenże człowiek poświęcał np. swój czas, by komuś, postrzeganemu jako pijaczek, pomóc zdobyć pracę; teoretycznie nie jego sprawa, ale.. "rodzina mu nie pomoże". Więc chociaż dzielnicowy.
Trochę zszedłem z tematu, ponieważ w konkursie nie chodzi o specjalistów od ścigania bandytów, a tych, którzy zwalczają zjawisko przemocy w rodzinie.
Sęk w tym, że zło jest zazwyczaj łatwiej dostrzegalne, a to co dobre - nie zawsze "ma ochotę" wychodzić na jaw. Może więc i dlatego ów plebiscyt.

"I popłynęła nagle wielka ciemna woda...

.. jakby ktoś winy nasze spłukać chciał do cna.." Preisner, wielka powódź sprzed lat.
Znowu przeżywamy dramat - niewyobrażalna tragedia tak ogromnej ilości ludzi. I jak zawsze, obserwować można pełne spektrum ludzkich zachowań: od solidarności, bezinteresowności, poprzez szukanie kapitału politycznego, aż do podłości tych, którzy czekają na możliwość szabrowania. Tu może o tych "środkowych".
Nie sposób zarzucić tego czy innego rodzaju interesowności komuś, kto realnie bierze udział w tej nierównej walce z żywiołem; nie jesteśmy w stanie tak naprawdę znać motywacji każdego człowieka. Nie zamierzam tu nikogo bronić, ani atakować. Chodzi o coś całkiem innego: może by tak na jakiś czas dać spokój z takimi właśnie zarzutami, podejrzeniami, szukaniem winnych ponad miarę? Nie czas, naprawdę, nie czas.. Bardzo łatwo się takie zarzuty stawia, lecz czy na pewno szukamy wówczas prawdy?

23 maj 2010

"Na śmierć Prezydenta"

"Gdy emocje już opadną".. No tak. Czekałem aż opadną, bo "na gorąco" to na ogół trudno czasem zachować obiektywizm, tymczasem tak naprawdę emocje wciąż nie opadają, tyle tylko, że zmieniają polaryzację. Lech Kaczyński był postacią budzącą wiele kontrowersji - i tak już najwyraźniej musi pozostać. Szkoda tylko, że tak wiele przy tym emocji negatywnych.
Można spotkać się z opinią, że Kaczyńscy podzielili naród. To nie Kaczyńscy. Polacy, jak zazwyczaj, sami się podzielili. Jak to się stało, że ten prezydent jeszcze niedawno na każdym kroku wyśmiewany, nagle pokazywany jest jako wielki mąż stanu? Przed katastrofą w niektórych mediach pełno było fotografii czy ujęć mało poważnych; teraz widzimy sympatycznego faceta. Można się denerwować, że kogoś na siłę robi się czcigodnym, ale można też – obiektywniej chyba – zapytać: jak to jest, że przedtem te wizerunki były jakoś schowane? Bo przecież istniały, nikt ich nie zrobił po śmierci. Wspomniany dysonans wynika zatem m.in. z tego, iż wcześniej - mniej lub bardziej świadomie - "dorobiono mu gębę" (czyli ośmieszając na każdym kroku zafałszowano rzeczywisty obraz człowieka - gdyby ktoś nie rozumiał co ów zwrot oznacza).

18 mar 2010

Problem z bannerem?

Dostałem cynk, ze banner-link do strony Polskie serce nie działa. U mnie jest OK, niemniej na wszelki wypadek przerobiłem tytuł nad bannerem na dodatkowy link.

12 mar 2010

Polskie serce

Zajrzałem przy chwili czasu, tylko po to, by dodać banner - link do strony Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu, dzięki której wielu ludzi może nadal cieszyć się życiem. Zachęcam do wizyty na tej stronie!

22 lut 2010

requiescat in pace

Śmierć Mamy przerwała na jakiś czas moją pisaninę. Liczba spraw do uregulowania, jakie przy tej okazji zaistniały, przy stałym deficycie wolnego czasu sprawiła, że kompletnie odpuściłem temat. Gdy człowiek stawia sam siebie wobec perspektywy śmierci, łatwiej pogodzić się z odejściem bliskiej osoby; gorzej ze sprawami żyjących. "Bo kto umarł, ten nie żyje", ale życie toczy się dalej i ci, którzy pozostali, muszą często zetknąć się z nowymi trudnościami.. Jeszcze tu wrócę.

25 sty 2010

"Narkotyki w Polsce. Mity i rzeczywistość" oraz "Narkotyki, narkomania. Podstawy wiedzy"

Wspomniane książki z kilku względów uważam za komplementarne. "Narkotyki w Polsce (...)" w przyjazny czytelnikowi sposób przybliża aspekty uzależnienia jako choroby, drogi jakimi do uzależnienia dochodzi oraz przebieg procesu leczenia. W dalszej dopiero części możemy zapoznać się z poszczególnymi substancjami o charakterze psychoaktywnym; nie jest to bynajmniej sucha klasyfikacja połączona z wykazem objawów - informacje te przekazywane są w sposób bardzo przystępny dla osób, które z owym problemem nigdy nie miały do czynienia (tu chodzić może choćby o rodziny uzależnionych; notabene pod tym kątem napisana jest cała książka).
Zamieszczony tamże krótki wykaz instytucji pomocowych dot. przede wszystkim Warszawy i okolic, ale w dobie wzrostu dostępności informacji łatwo o znalezienie odpowiedników na własnym terenie.
Warto zapoznać się ze swego rodzaju apelem do Czytelników: w szczególności radnych, przedstawicieli mediów.. być może ktoś z nas ma możliwość, by uratować choćby jednego człowieka - nie tylko przez konkretne działania, ale i odpowiedzialność w słowach, opiniach.

Z kolei J.Wrona, po krótkim wprowadzeniu w zagadnienie, zaczyna od bardzo precyzyjnej klasyfikacji narkotyków, w dalszej kolejności szczegółowo charakteryzując poszczególne środki. Owa typologia (metodolodzy mogą skarcić mnie za synonimizowanie jednoznacznych pojęć) ma kluczowe znaczenie dla osób zaczynających w celach zawodowych poruszać się w tej materii.
Kilka stron zajmują rady dla funkcjonariuszy Policji, nauczycieli, wychowawców i rodziców. Nie jest to szczegółowa analiza problemu, niemniej kilka z nich może okazać się przydatnymi. Ciekawym elementem jest słowniczek wyrażeń slangowych; gwoli ścisłości, znajduje się on również w pozycji opisanej wyżej, jednak język niezmiennie ewoluuje..
Załącznik stanowi ustawa z 29.07.05 o przeciwdziałaniu narkomanii; można również zapoznać się ze swego rodzaju komentarzem z perspektywy nauczania Kościoła Katolickiego, jak i prowadzonymi przez KK działaniami w tej dziedzinie (autor: ks. Grzegorz Płaneta). Pozornie może to zdziwić, jednak pod nazwą wydawcy ("Pomoc") "kryje się" (cudzysłów stylistyczny, bo nazwa pełna jest wymieniona) Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa.
Na końcu znaleźć można wykaz placówek zajmujących się leczeniem uzależnień w poszczególnych województwach.
(c.d.n.)

22 sty 2010

Dwie pozycje dot. narkotyków

Na początek na tapetę wziąłbym (choć nie za jednym zamachem) dwie pokrewne tematycznie książki z bliskiej mi dziedziny:
E.Korpetta, E.Szmerdt-Sisicka, "Narkotyki w Polsce. Mity i rzeczywistość", Prószyński i S-ka, Warszawa 2000
J.Wrona, "Narkotyki, narkomania - podstawy wiedzy", Pomoc, Częstochowa 2009
Niemal 10 lat różnicy, niemniej wartość pierwszej pozycji zdecydowanie na tym nie traci. Z góry zaznaczam, że nie bardzo orientuję się w ich dostępności na rynku - nie o to tu chodzi. Chętni, których zainteresuje treść, znajdą je bez problemu czy to w lepszej bibliotece, czy w księgarni.
Wracając do kwestii aktualności, niewątpliwie pewne zmiany na "rynku" narkotykowym zaszły, pojawiły sie nowe pojęcia, itd. Nikt jednak, interesujący się tematem, na jednej pozycji się nie zatrzyma. Wymieniłem te 2, jako w pewnym stopniu komplementarne.
Autorki pierwszej pozycji - psycholog i psychiatra - na codzień pracowały (przypuszczam, że nadal pracują) w warszawskiej poradni uzależnień. Z kolei J.Wrona to m.in. były komisarz Policji (ale i CBŚ), wykładowca Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, biegły sądowy.
(c.d.n.)

12 sty 2010

Papyros vs *.pdf

Drugiej z wyżej wymienionych nazw żadnemu internaucie tłumaczyć nie wypada; natomiast papyros - tu też właściwie nie trzeba wielkiej inteligencji - to oczywiście łacińska nazwa papieru.
Moim zdaniem e-booki nieprędko uzyskają przewagę nad książkami papierowymi; mają oczywiście swoje plusy - np. możliwość szybkiego wyszukiwania, większa trwałość, łatwość przechowywania... Nie wszędzie jednak można zabrać laptopa; czytnik elektroniczny (na razie kosztowna zabawka) oczywiście prędzej..
Dla mnie osobiście książka drukowana (może irracjonalnie) jest czymś ponadczasowym; odnajduję w niej jakiegoś ducha. Zapewne jestem - jak to mówią - "starej daty" ;-) Patrząc jednak obiektywnie, mimo iż stosunkowo często korzystam z dokumentów elektronicznych, papierowy jest dla mnie znacznie poręczniejszy, mniej męczący wzrok; jeżeli wiem, gdzie szukać, również łatwiej mi coś odnaleźć (a zwłaszcza dokonać przeglądu odległych treści) w kodeksie książkowym niż zapisanym w pliku pdf.
Nie jestem przeciwnikiem publikacji elektronicznych - mają przed sobą "świetlaną przyszłość" :-)
Ale papierowych nigdy nie wyprą. Nie ma mocnych.

7 sty 2010

Pierwsze linki

Wstawiłem kilka linków do stron, które uważam za ciekawe czy przydatne; postaram się stopniowo dodawać ich więcej.

6 sty 2010

Na marginesie

Notabene, jakiś czas temu zauważyłem, iż w wielu katalogach książek czy księgarniach internetowych opisy NIEKTÓRYCH pozycji często są niezmiennie (od lat!) identyczne i (w tym problem do którego zmierzam) w praktyce nie informują o treści - są swego rodzaju sloganami reklamowymi. To tak na marginesie.

Tytułem wstępu ;-)


Do tej pory nie zwykłem pisywać "pamiętników" - czas jest dla mnie zazwyczaj dobrem zbyt deficytowym; generalnie jednak znajduję wieczorem parę chwil (słowo "chwila" nie jest przypadkowe), nie tylko by sprawdzić pocztę, itp.
Wykonywany przeze mnie zawód nijak ma się do wyuczonego (ukończyłem pedagogikę pracy socjalnej), działam też jednak społecznie - i tu już.. "cieplej".

Interesuje mnie tematyka dotycząca problemów i kwestii społecznych, psychologii, itp. Chciałbym przybliżyć czy skomentować interesujacą mnie literaturę z tej dziedziny, ale również wydarzenia z obszaru polityki społecznej i nie tylko. Zobaczymy, co z tego wyjdzie naprawdę ;-)

Zapraszam wkrótce!